Droga Zbyszka „Drogowca”

 

Zbyszek przemierzając swe neurotyczne trakty w przestrzeni swego istnienia ciągle ruszał swymi nogami. Na stopach stare, zmęczone buty, pomarszczone jak jego twarz. Metodycznie stawiał stopy. Jedna przed drugą i jak nie robił czegoś innego to zawsze szedł, a ten jego ruch był spokojny i miarowy. Zawsze poboczem z plecakiem na grzbiecie i czujnie uniesioną głową. W swych wędrówkach mijał drogowe znaki. Te piktogramy odczytywał filozoficznie dorabiając sobie jakąś skomplikowaną teorię, ale były dwa znaki, które wprowadzały w jego myśli niepokój. Pierwszy to jeleń wyciągnięty w skoku, a drugi to napis pod nim – KONIEC. Mijając takie zaszyfrowane informacje przechodziły go ciarki niezrozumienia, czuł, że to coś znaczy i znaki te są dla niego, ale pewnie jeszcze nie teraz mu to odczytać. Swym szuranie stóp o asfalt Zbyszek wyszlifował już tysiące kilometrów drogi. Zaklął w znakach miliony swych myśli, ale te dwa były tajemnicą i bojaźnią odległą.

-Cóż miały do powiedzenia i kiedy to zrobią? – dręczyły Zbyszka pytania.

Odpowiedź przyszła sama lekko i niespodzianie, tak jak przychodzą zazwyczaj proste wyjaśnienia. Zbyszek siedział pod znakiem Jelenia w skoku z napisem KONIEC, wyglądał jakby tylko spał, ale on umarł sobie tylko….

Wielokrotnie mijając ten znak zastanawiałem się czy poznał odpowiedź tej absolutnej tajemnicy, która go zadręczała podczas wędrówek i przez pomyłkę w sklepie kupując kilogram ryżu myśląc o Zbyszka drodze i konstrukcji tego opowiadania powiedziałem:

-Kilo śmierci proszę…

Rose Mary – moja córka, która pełni rolę mojej sekretarki korygującej i przepisującej opowiadania z kartek papieru do elektronicznego pudła zapytała się:

-To on umarł? Bo dzisiaj jeszcze go widziałam wracając ze szkoły?

-Nie, ale kiedyś umrze.

Na co Róża wybuchła szczerym śmiechem.

-Na wszelki wypadek piszę im requiem do przodu, bo mogę nie nadążyć, albo samemu nie zdążyć – wyjaśniłem.

Więc Ciebie Zbyszku Drogowcu w razie, czego mam z głowy….

 

Powrót

R