Drzwi

 

Siedzę sobie rano w wysprzątanej własnoręcznie Nowej Sali Siekiery i cedząc herbatę malinową spoglądam przez otwarte drzwi na inne drzwi, znajdujące się naprzeciwko nie byle, jakie, tylko ja wiem, kto one są i by ich tożsamość nie utonęła w mroku czasu podzielę się tą bezcenną wiedzą z wami. Idąc do pracy w piękny czerwcowy dzień jak zwykle chłonę otaczający mnie świat i powtarzam mantrę swego istnienia, którą pewnie już też znacie:

„Kurwa, ale pięknie kurwa, ale pięknie…” Właśnie mijam świątynie ciśniańską (gdzie ponoć mieszka bóg, on chyba z niej nigdy nie wychodzi, bo jeszcze go nie widziałem), do tego odcinka swej wędrówki nie zauważyłem jakichś istotnych zmian w wystroju wsi, i nagle kątem oka dostrzegam jakiś ruch budowlany w dwóch starych garażach znajdujących się z boku Urzędu Gminy. Idę w tamtym kierunku i na miejscu witam się z majstrem, który właśnie rozpierdala futryny wyciągając je z mozołem ze ścian, pytam się:

- Wymieniacie te drzwi?

-Tak, będą blaszane.

-A nie wiesz, co z nimi zrobią?

- Chyba wyrzucą.

Pozbierawszy informację o dalszym losie drzwi pędzę do Todka, właściciela jednego z garaży i drążę temat:

-Cześć Todek, słuchaj wymieniacie te stare drzwi, czy mógłbym je odkupić, albo jeszcze lepiej dostać za darmo w prezencie?

Todek chwilę się namyśla i wybiera ten korzystniejszy wariant dla mnie. Na drugi dzień biorę Pickupa (pozwolę sobie na kryptoreklamę , stare Mitsubishi  L-200, koloru czerwonego nie do zajebania), pakuję z majstrem ten drogocenny skarb i przewożę za Siekierę.

Nazajutrz z Lesiem podcinamy trochę zgnilizny, czyścimy, malujemy i wstawiamy jedną szybkę, poczym instalujemy wrota w Garażu Siekierezady, przez, które będzie wyjeżdżała Dodge WC-63. Drzwi prezentują się zajebiście, pasują do wystroju. W prawdzie są młodsze, ale ustaliłem, że mają też już ładne pół wieku.

Dzisiaj siedzę sobie cedząc malinową herbatę i patrząc w szesnaście szybek rżniętych

z matowego, archaicznego szkła przypominam sobie o tym, że za tymi wrotami w moim dzieciństwie Pan Dentysta klepał osobowego, Studebakera z wielkiej wojny. Obsesyjnie go klepał latami tłukąc po pracy w blachy tej biednej landary i doprowadzając tym do szaleństwa sąsiadów, przypominam sobie jak wybił jedną z tych szybek rzucając w nas młotkiem, bo jako dzieci byliśmy wielce zainteresowani cóż on tam czyni, a jego to wkurwiało.

Siedzę sobie tak w tej Nowej Sali Siekiery i patrzę w te drzwi przez inne drzwi i wiem, że nie są to byle, jakie wrota, to są bramy mego dzieciństwa, to są zaczarowane wrota do mojej przeszłości. Fajnie, że mogą jeszcze żyć, na pewno gdyby Todek wiedział, że to są drzwi magiczne zainstalowałby sobie je w domu i kiedy by chciał właziłby do mojego dzieciństwa, ale dzięki bogu jedyną zapłatą, jaką mu obiecałem to dożywotny wstęp do Muzeum Siekierezady, jestem pewien, że Todek nie będzie tego nadużywał budząc mnie o 2 w nocy, że on ma właśnie chęć iść do Muzeum…

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R