Ja żyję

 

 

Połowa kwietnia, Bieszczady budzą się łagodnie po śnie zimowym, nasz świat powoli zieleni się nad strumieniami, potokami i rzekami, wierzby unoszą w niebo swe żółtozielone obłoki pęczniejących listków, w zalewowych łęgach spore liście kaczeńców i gdzie niegdzie już świecące żółtym blaskiem kwiaty, pod okapem olszyny na niebiesko ścieli się dywan cebulic poprzetykany pierwiosnkami. Mozolna zima dała nam ostre cięgi, spędziłem ten czas pracując na budowie „nowej siekiery” i w zaciszu domu na Horbie. Teraz, w tym momencie ocknąłem się i przypomniałem sobie, że to czas na sadzenie drzew.

Już jadę po sadzonki, miły człowiek na szkółkach sprzedaje mi setkę modrzewi, sosen i jaworów, rozmawiamy chwilę i cieszę się, że nałóg obsesyjnego sadzacza drzew zbliża mnie do takich łagodnych ludzi. Nie może być złym człowiek, który sieje nasiona drzew i je pielęgnuje, ten, kto rzuca w przestrzeń taki manifest jest piękną istotą. Żegnam się z panem od drzewek i na koniec mówię:

-Kiedyś przyjdzie dzień, że nas nie będzie, a one będą.

Panu spodobała się moja miłość do modrzewi, sosen i jaworów. Lakonicznie podsumował:

-Tak, coś zostanie…

Jadę już dalej, jestem szczęśliwi, że będę już dzisiaj sadził drzewa. Wracam i po drodze patrzę na ten czas cudownie podniecający i mówię do siebie na głos:

-Ja żyję, ja żyję – i cokolwiek to znaczy w tym momencie, gdy wszystko pnie się do góry; i trawy i kaczeńce i krzewy i drzewa – brzmi to jak subtelna muzyka:

-Ja żyję, ja żyję…

Zaczyna padać, nad górami unoszą się mgły pary, czuć wokół ten zew potężny, ten pęd wszystkiego do istnienia. Zatrzymuję się i wychodzę z samochodu, obok płynie struga czystej, jeszcze niewezbranej wody w korycie potoku. Unoszę twarz w górę i podnoszę ręce, a deszcz wiosenny chrzci moją nadzieję na istnienie.

Krzyczę:

-Ja żyję, ja żyję!

I wydaje mi się, że wszystko krzyczy ze mną:

-Ja żyję, ja żyję….!

 

Powrót

                                                                                                                                                  R