Ludzkość na skraju upadku

 

   Późne popołudnie w Cisnej,, wychodzę z „‘Siekiery” do sklepu, muszę przemierzyć około sześćdziesięciu metrów. Podczas tej podróży zaobserwowałem kilka rodzajowych scen:

 Pierwsza – Zygmunt ledwo trzymając się na nogach napierdala Jaśka „Rapera” rurką ogrodzeniową krzycząc:

- Oddaj skurwysynie, oddaj, dałem dzisiaj papierosa i wino a chcesz jeszcze, niedoczekanie oddaj skurwysynie.

 Jasiek leży na glebie i pod brzuchem przyciska całym sobą spory przedmiot, chroni go jak futbolista rugby swoją piłkę.

- Zygmunt, co on tam ma?

- A kurwa mój boczek, ponad kilo, nie daruję chujowi.

- Oddaj, oddaj i zamiast przecinka jeb Jaśka po plerach, jeb Jaśka w łeb.

- Zygmunt, tylko nie napierdalaj w boczek, bo będziesz miał od razu bitki.

Opuszczam chłopaków i idę dalej.

   Druga – Andrzej Mulenda opierdala Marka Co Nie Robi Nic, opierdala to za mało powiedziane, dostał szału, wrzeszczy:

- Ty chuju nie będę Cię utrzymywał, masz pięć minut!!! – gestykuluje i przez pomyłkę plaska Marka w ryło, pokazuje na miejsce gdzie ludzie noszą zegarki, ale sam go nie posiada i wrzeszczy:

Masz pięć minut jak nie to zajebię chuju, weź się za robotę! – i w gniewie odchodzi dalej.

Pytam:

- Marek za co chcą Cię zabić?

- Pożyczyłem dwa papierosy… wczoraj.

- Chujowa sprawa zginąć za złotówkę.

Idę dalej, nie doszedłem jeszcze do drzwi sklepu, a tu Mietek szarpie się z Chudym. Chudy trzyma w ręce siekierkę i drze ryja:

- Zajebię, zajebię,nie będę Was chuje poił, nie narobię na Was, to ja zapierdalam ale pijecie za moje… wszyscy wypierdalać, zajebię – wymachuje siekierą, zza pazuchy wylatuje mu wino i rozbija się z jękiem.

- O w pizdu jeszcze wino mi się rozjebało, jebane hieny, zajebię.

Wracam ze sklepu, mijam Zygmunta, który trzyma swój boczek i dumnie oznajmia:

- Odebrałem skurwysynowi.

W rowie leży zakrwawiony Jasiek i coś tam rzęzi. Na drodze szamotanina, policja upycha Tadka już bez oręża do radiowozu, dochodzę do” siekiery”, a tam z rozjebanym nosem Marek Co Nie Robi Nic siedzi pod parasolem i tamuje krwotok.

- Co jednak nie udało się oddać tych dwóch fajek – zagaduje stwierdzająco.

- Nie, żeby jeszcze chuj poczekał z pół godziny to bym miał – mówi z rezygnacją w głosie.

Wchodząc do „siekiery” mijam lustro „Lecha Hindusa”, zatrzymuję się i mówię do swojego odbicia:

- Kurwa to już jest na pewno ten czas – ludzkość na skraju upadku…

 

Powrót

R