Mietek ładnie ubrany

 

 

       Piękna jesień, pada dwa tygodnie, niebo spadło nam na głowy, jak na wioskę walecznych Gallów. Mgły snują się nostalgicznie od Łopiennika po Chryszczatą, ukrywają magiczną Cisnę przed wzrokiem Bogów. Co miało spaść z drzew na ziemię już spadło, kikuty olch drżą na wietrze, trawy zrezygnowały z oporu i runęły na pysk martwe na śmierć, potok Habkowiecki wezbrał gniewem, Solinka niesie mętną wodę, w której z drobinami żwiru, patyków i gliniastej gleby płyną nasze, ciśniaków dni, gdzie płyną?... Nikt tego nie wie.

Idę do roboty w „Siekierezadzie”, taplam się w kałużach jaśniejszych od nieba, widzę w oddali Mietka, ładnie ubranego a są tylko dwie przyczyny takiego stroju:

Pierwsza – jedzie do prokuratora

Druga – umarł, ale wtedy nieśliby go koledzy w skrzyni, przepraszam ciągnęli na postronku za szyję.

- Cześć Mietek czy wybrałeś się do prokuratora? – pytam.

- Nie, do sądu jadę do Leska.

- To wiele się nie pomyliłem – jestem dumny ze swojej błyskotliwości.

- A wezwali mnie na te jebane odwyki, jedzie jeszcze Jasiek i Jacek – pocieszył się Mietek. Ale dzisiaj są moje urodziny – dodał

- Możesz to potraktować jako wycieczkę w prezencie – na odwyk.

Pożegnałem się ze zestresowanym podróżnikiem i ruszyłem dalej. Nie minęło pięć kroków i zza zakrętu wychylił się Jasiek z ręką na temblaku (patrz – prawa ręka zniszczona), jakby się ktoś dziwił, to takie rzeczy zdarzają się naprawdę, to żeby było wam łatwiej – ja też się dziwię – mam na myśli tamtą historię.

- Jasiek jedziesz z Mietkiem do Leska? – zapytałem.

- A kurwa, jak złapię okazję to pojadę – okazało się że Jasiek jedzie ale warunkowo na własnych zasadach.

Pożegnałem Jana, życząc mu miłej podróży i zająłem się prozą własnego życia. Wieczorem wracając do domu spotkałem pod kioskiem Ruchu Mietka w pełnej krasie z flaszką wina w dłoni.

- Jak tam komisja?

- Powiedziałem Sędzinie że dzisiaj są moje urodziny. Matka też się wstawiła i mi odroczyli, a tych chujów alkoholików wzięli – krótko skwitował Mietek swoją wyższość nad pozostałymi.

- Ciebie to już żadna siła nie odwyknie – skwitowałem pesymistycznie i ruszyłem na górę Horb, a po drodze myślałem o zeschłych trawach, zwiędłych liściach, szarym niebie nad Cisną, zimnym wietrze i skrzeczeniu Kruka nad losem Mietka, którego żadna siła na ziemi oprócz śmierci już nie odwyknie.

 

Powrót

R