Obcy są wśród nas

Lutowa zamieć, wicher pędzi pomiędzy bezlistnymi kikutami jesionów, wyje i złorzeczy, naciera z impetem na miliony świerkowych igieł, bez entuzjazmu przychodzę rano do "siekiery", tańczę z mopem smętne tango po "Tadkowej posadzce" i oto słyszę gwar rozmów za lokalem, przy studebakerze US-6. Skradam się cicho, otwieram drzwi z zamiarem podsłuchiwania spożywających tam wina "proste", trzymam się zasady naukowców kręcących programy przyrodnicze, że obserwator widziany przez zwierze zmienia jego zachowanie, wyostrzam zmysły i oto co wyłowiłem z eteru zajebiście mroźnego, lutowego, wrednego dnia:

-No kurwa, podebrało coś.

-Jak podebrało, jak było zamknięte?

-Ale nie ma tych jajek!

-Może zeżarła?

-Niee, matka? Pojebało  Cię? Kokoszka swoje jajka, NIGDY!

-Nie zeżarła swych dzieci na pewno!

-Może tchórz?

-Niee, to wydusił by też pisklaki...

-No to, kurwa jak zniknęły?

-Może to było UFO? - zmarszczył boleśnie swą fizjonomię Janek.

Jak na komendę łyknęli wszyscy wino z gwinta i wzrok ich zastygł na płachcie szarego nieba, wypatrując obcych....

 

Powrót

R