Rudbekia Naga

 

Opatentowałem unikalną technikę pracy twórczej. Jadąc na rowerze podziwiam piękno bieszczadzkiego świata i układam sobie w głowie opowiadania. Mamy początek sierpnia i wzdłuż dróg kwitną łany Rudbekii Nagiej, jest to pogodny i wesoły uciekinier z ogródków przydomowych. Kwiaty te świecą żółtym intensywnym kolorem i z zamiłowania są chyba podróżnikami, bo rosną w zadziwiających i niedostępnych miejscach. Nazwałbym je raczej Rudbekią Szaloną niż Nagą. Zasmakowały w pięknie wolności i mimo, że nie są tutaj z dziada pradziada to trudno chyba byłoby bez nich teraz żyć, bo wpisały się w pejzaż Bieszczadów, a raczej wmalowały się. Rosną nawet w „zagubionych” Bieszczadach, czyli wioskach Jaworzec, Zawój, Łuh. Ale by się pewnie zdziwili Łemkowie gdyby zmartwychwstali. Na swojej pięknej ziemi mają pięknych gości. Kręcę ostro i układam sobie w głowie szkice opowiadań, koncentruję się wokół jednego tematu – Rudbekia Naga. Wokół tej żółtej barwy za chwilę mam jeszcze jeden wątek – dźwięki tych opuszczonych wiosek. Zamykam na chwilę oczy i wsłuchuję się w szelest traw, w chrzęst szarańczaków, który zbiera na sile im bliżej do jesieni. Teraz jest tak intensywny, że wydaje się, że to ziemia drży cała. Wsłuchuję się w brzęczenie owadów na tej wielkiej lipie we wsi Łuh i wydaje mi się, że ona startuje jak jakaś rakieta ciężka unoszona w przestrzeń przez tysiące pszczół, trzmieli i wszystkiego, co ma skrzydła i słychać jeszcze ten szum Wetlinki w głębokich jarach, i szept jej dopływów spienionych. Słychać tyle dźwięków, ale wydaje się, że to cisza tak śpiewa do człowieka swą pieśnią spokoju. Jest jeszcze jedna nić, na której się koncentruję – to zapachy. Zioła i trawy roztaczają senną harmonię smaków, cząsteczki wody ze zmierzwionej rzeki unoszą w górę woń czosnku niedźwiedziego, las sieje mieszaninę zapachów wilgotnej gliniastej ziemi. Im bardziej staram się wyselekcjonować te nuty zapachów tym więcej ich rozpoznaję, staram się zapamiętać te trzy tematy powtarzając je sobie i kręcąc na rowerze. Te trzy główne nici – żółte Rudbekie Szalone, dźwięki i zapachy. Wracam do Cisnej, jest za późno by to przetworzyć, musi mi się to uleżeć i skruszeć przez noc. Zapisuję sobie na skrawku papieru by sen mi nie ukradł tych słów – stelaży opowiadań – żółte Rudbekie Szalone, dźwięki i zapachy. Nazajutrz posprzątałem Siekierę i siadam w nowej Sali Portretowej gdzie dobrze mi się tworzy i myślę chwilę. Chciałem potraktować te tematy osobno, ale jak zwykle, jak to u mnie bywa wychodzi inaczej i łączę je w całość, dodając jeszcze czwartą nić smutną i grobową – śmierć Heńka Futymy, którego wczoraj pogrzebano. Cóż ci tu Heńku powiedzieć, chyba tylko to, że zaniosę Ci na mogiłę te Rudbekie Nagie szaleństwem, a szarańczaki usłyszysz z łąki przy cmentarzu i szum Solinki zza tej łąki też mocno pobrzmiewający, a i roje owadów tez unoszą lipy cmentarne w przestworza. Heniek Futyma – następny do raju z mojego świata się oddala, Rudbekie Szalone płoną żółcią smutku, wylewają się całymi łanami z bieszczadzkich stoków, ściekając po stromych brzegach w szept rzeki. Nagość i szaleństwo śmierci przyszło mi opisywać, a na początku chciałem mówić tylko o Rudbekiach, o dźwiękach, o zapachach…   

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R