Stróżów trzech, a łopatę i tak zajebali

 

Koncert w „Siekierezadzie”, trzeba wystawić Willysa z Sali, żeby było więcej miejsca, nie chce mi się go chować, więc zostawiam sprzęt pod dużym parasolem „Żywca” gdyż leje jak z cebra. Nie mam kredytu zaufania do najebanego towarzystwa „bożociałowego”, wpadam na pomysł widząc „Marka, Co Nie Robi Nic”, krzyczę:

- Marek, chodź tutaj, mam dla ciebie robotę.

- Co trzeba zrobić? – pyta Marek.

- Nic, w sam raz to, co umiesz najlepiej, siadaj na krześle przy pojeździe i pilnuj.

       Marek ochoczo podejmuje pracę, przynoszę mu wino z pipy i umowa jest zawarta, co pół godziny kontroluję stróża donosząc mu płyn. Po trzech,  stróż doszedł do wniosku, że za niezrobienie nic, ma już zapłacone i spierdolił. Krzyczę na głos:

       - Jebany chuj, nawet Nic już nie umie robić.

       Z krzaków wynurza się jak zombi Mietek, słysząc moje żale, proponuje swoje usługi. Chwalę jego postawę:

       - Mietek, z nieba mi spadłeś, to znaczy z krzaków, siadaj i pilnuj grata, ja donoszę wino. Mietek zaczął prace z zapałem, na raz wypił pierwsze wiśniowe, czknęło mu się potężnie i wybełkotał:

       - Gasio, żebym kurwa miał do rana, to nie opuszczę roboty.

       - I tak Mietek trzymaj, twoja postawa mi się podoba, no to nara, idę pracować.

       W międzyczasie doniosłem Mietkowi dwa wina, pierwsza w nocy, wychodzę z czwartym trunkiem, a Mietka brak, drę się, i nic. W końcu z krzaków wyłania się Jacek i mówi:

       - Poszedł w chuj.

       Acha, to następny rozwiązał umowę o pracę, bez ustnego czy pisemnego wypowiedzenia. Jacek wsłuchawszy się w moją boleść natychmiast zaproponował, że dla niego to nie problem i dopilnuje już do końca. Jacek objął krzesło, czyli stanowisko pracy, przyniosłem wino i z impetem zaczął pracować. Mając przykre doświadczenie z poprzednimi stróżami, wiedziałem że przełomowy moment to trzecie wino i oczywiście zostałem prorokiem. Jacek z wybałuszonymi oczami wszedł do korytarza Siekiery od tyłu, pytam się:

       - Co jest?

       - Stoją na torach, chcą mnie zajebać- odpowiada - zaraz przyjdzie trzeci – dodaje.

       Wychodzę i sprawdzam, nie ma żywego ducha, pytam się:

       - O co ci kurwa chodzi?

       Jacek wciska się do toalety na zapleczu jęcząc:

       - Muszę się ukryć, chcą mnie zajebać, ci co siedem lat temu dostali wpierdol – tłumaczy mi.

       Odkrywam już powód tego zachowania. Jacka pierdolnęła delira. Przynajmniej jeden stróż zwolnił się inaczej.

       Dzięki Bogu, koniec imprezy, samochód trafia na salę zwaną garażem, a łopatę i tak zajebali. Kalkuluję koszty. 3 wina x 3 pojebanych stróżów = 9 + łopata za stówę. Pocieszam się, że mogło być gorzej, i na koniec konkluduję potencjał „świętej trójcy”:

       - Te chuje nie potrafią robić Nic, kompletnie Nic, jedyną odpowiedzialną robotę, jaką wykonają to wypicie trzech win, a zapłatą są te same trzy wina – proste jak sznurek w kieszeni – jebane chuje.

 

Powrót

R