Tydzień Przed Zmartwychwstaniem

 

Koniec marca, śnieg pstrzy jeszcze białym, znienawidzonym kolorem, łąki i lasy w Bieszczadach. Żaby wędrują już do stawu, który rozmarzł tylko przy brzegu. Idę do pracy i widzę, że nad brzegiem potoku Habkowiekiego wychynęły już podbiały. Zatrzymuję się przed tym żółtym światełkiem jak na ulicznej sygnalizacji, ale widząc pod nogami sunącą gąsienicę ruszam za nią. Na skarpach lepiężniki pną się do góry, potok huczy wezbraną wodą z zajadłością wykrzykuje bulgoczące słowa. Wokół wszędzie woda, kałuże i strugi mienią się  w promieniach słońca. Przy chałupach barwne krokusy pielęgnowane ludzką dłonią cieszą niebieskim i żółtym kolorem życia. Zaczyna się budzić ze snu zimowego ten czar cudowny, mógłbym tak stać cały czas i patrzeć na te małe części składowe tego wielkiego świata, oto piękno też składa się z drobin atomów. Schodzę z pól do wsi, na drewnianych schodach Witka leży Jasiek Raper poskręcany jak gałąź jałowca, wydaje się, że jest z gumy, wszystkie kończyny ma w inną stronę. Obok niego trzy puste kartony po winie i palący się znicz grobowy. Pytam się:

-Jasiek, czyżbyś przewidział własną śmierć?

-Odpierdol się chuju – słyszę w odpowiedzi.

Zatrzymuję się przed sklepem i rozmawiamy z Darkiem, Jasiek próbuje wstać, ale wali się jak długi na ryj, Wojtek Stolarz Podłogowy z jakimś drugim chwytają go i wleką jak rannego żołnierza, ale w końcu dają za wygraną i zostawiają go na środku drogi. Wojtek przynosi mu bliżej ten znicz i stawia na ziemi. Jasiek twarz ma ziemistą, jest chudy i wynędzniały, jakby kilkakrotnie o przybijano do krzyża i odrywano zeń. Po godzinie wracam do domu i spostrzegam, że Jasiek już się spionizował. Trzyma się długiej żerdzi od ogrodzenia, nagle wykonuje energiczny ruch do przodu i wyrywa się razem z nią, trzymając tą żerdź jak ramie krzyża, a ta przyciska go w błocie. Patrzę i myślę sobie

-To prawie jak misterium wielkanocne – stacja ukrzyżowanie.

Mówię do Jaśka:

-Wytrzymasz do zmartwychwstania. Jeszcze tylko tydzień…

 

Powrót

R