Wyprawa po Złote Runo

 

 

Baflo rzadko opuszcza swoją ukochaną ojczyznę Cisną, ale nieraz mu się zdarza. Był w Norwegii, gdzie został śpiącym w rowie małym trollem, był w Szczecinie, gdzie został krótkotrwałym i efemerycznym pracownikiem budowlanym. Razu pewnego Dzidkowi – naszemu wielkiemu ekscentrykowi nadarzyła się sposobność wyjazdu zarobkowego do słonecznej Grecji, ale samemu chujowo się podróżuje, więc Dzidkowi przyszedł nie wiedzieć, czemu na myśl Baflo. Pewnie, dlatego że Baflo jest zawsze dyspozycyjny i przebywa na parkingu przed Siekierezadą od wybudzenia do uśpienia i pewnie, dlatego że Dzidek był po kilku pięćdziesiątkach wiśniówki i odważył się na taki wybór. Zebrali się i pojechali pożyczywszy na podróż pieniądze, których nie posiadali, a zamierzali posiąść. Znajomy Dzidka obstalował im robotę przy zbiorze cytrusów. Dotarli w wielkim stresie do Grecji, tej kolebki naszej zachodniej cywilizacji, a po dwóch tygodniach byli już w Cisnej, ich miny nie świadczyły bynajmniej o zwycięstwie, nie komentowali tej wyprawy, a w nas ciekawość narastała. W końcu wyczuwszy pewnego dnia, że Dzidek jest osłabiony kilkoma piwami i kilkoma pięćdziesiątkami wiśniówki zagaiłem licząc, że pęknie i tak też się stało. Dzidek zwierzył się z tych traumatycznych doznań, pierwszą rzeczą, jaką poruszył to sprawa zakwaterowania:

-A idź w chuj, nocowali nas w jakimś starym, drewnianym kinie, w nocy Baflo obudził mnie z rykiem, że puma na niego skoczyła, ja na to, że nie jesteśmy w Ameryce i jak przyświeciłem latarką to ujrzeliśmy czerwone ślepia, ale to był wielki szczur, kurwa te gryzonie były rzeczywiście wielkie.

Drugą sprawę, jaką Dzidek poruszył była wydajność pracy Bafla, okazało się, że w Grecji nie jest cały czas ciepło i Dzidek z Baflem trafili na czas, kiedy było zajebiście zimno. Cytrusy nie dojrzały i nie było, co zbierać prowiantu mieli więcej niż skromnie i Baflo dojadał niedojrzałymi pomarańczami i cytrynami, po kilku dniach dostał od tych niemytych, pryskanych chemią owoców omamów i widział drzewa w połowie pełne obfitością pomarańczy, a w połowie cytryn, w nocy w chemiczno, narkotycznym amoku przyniósł pozbierane z boiska szkolnego piłki do koszykówki, twierdząc z wielką radością, że dorobią się majątku, bo znalazł gigantyczne pomarańcze. Rano przybiegł Patron wraz z dyrektorem szkoły i musieli zapłacić za jedną piłkę, bo Baflo nadgryzł ja w nocy z głodu, a resztę musieli oddać. Baflo protestował mamrocząc cały czas:

-Nie zabierajcie moich gigantycznych pomarańczy, to ja je znalazłem!

Sytuacja stała się dramatyczna, gdy z rozpaczy przepili rezerwę żelazną na powrót i wówczas Baflo jak nigdy wykazał się inicjatywą, przedzwonił do znajomej w Polsce i poprosił o pieniądze na powrót. Łaskawczyni wysłała Western Unionem dwieście euro i Dzidek z Baflem wsiedli z ulgą do autobusu, który przywiózł ich do ojczyzny. Po odliczeni kosztów podróży Dzidek z Baflem musieli jeszcze w Polsce pracować dwa miesiące by oddać długi. To znaczy Dzidek musiał pracować, bo Baflo przechodził syndrom szoku emigracyjnego i nie był zdolny do czynności generujących pieniądze. A tak na marginesie, gdyby Baflo zaznajomił się z historią antyczną to miałby świadomość, że z Grecji za złotym runem się wyprawiali, a nie szukali go u siebie i w sumie z Polski Baflo bliżej miałby na Kaukaz, bo tam ponoć dotarł Odyseusz, ale ten kierunek Baflo obierze może w przyszłości i dzielnie mu będziemy w tym kibicować. Baflo nabył także urazu do owoców cytrusowych i przez kilka lat ich nie tknął, ale ja myślę, że zatruł się raczej tą gumą z piłki koszykowej.

 

P.S. Złośliwcy w Cisnej twierdzą, że ten kryzys w Grecji to wywołał Baflo z Dzidkiem.

Rok po tym incydencie Baflo wracając z Norwegii spotkał Dzidka na wybrzeżu, wyciągnął stówę, wręczył Dzidkowi i rzekł:

-Masz chłopie, zabaw się…

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R