1 maja

 

Wracałem z Siekiery o piątej rano, opuszczając igrzyska na cześć radości życia i w przedświcie pięknego świtu zauważyłem białą mgłę kwitnącej tarniny, to jest niesamowite doznanie ta miękka biel majowego kwitnienia, a w tej miękkości głosy ptaków zatopione jak syrenie śpiewy w morzu spokoju. Obudziły się na stokach Bieszczadów dzikie czereśnie swoim śnieżnym kwieciem, ale to piękny czas taka wiosna to sprawdzian dla człowieka:

- Patrz jak ja szybko mijam, ja na imię mam życie czy zauważasz jak szybko płynę – odchodzę idę sobie pośród szpalerów modrzewi i cieszę się, że one są, bo je sam posadziłem i cieszę się niezmiernie, że patrzę jak wypuściły młode igły i delikatne kwiatostany różowe i białe, które jak miniaturowe ananasy czepiły się łapczywie gałęzi pomiędzy igłami. Idę sobie po żwirowej drodze i cieszę się, że ją usypałem i cieszę się, bo to cud majowy budzącego się wszechistnienia. Wieś pełna spragnionych wiosny, wieś pełna spragnionych i głodnych życia i ta zieleń pastelowa rozkwitająca na stokach Bieszczadów i te dzikie czereśnie kwitnące śniegiem. Jak co roku i z tą wiosną przyjechały znajome istnienia i te nieznajome, przytaszczyły one dzielnie swoje światy i jest barwnie i jest inaczej niż w ubiegłym roku i jest inaczej jak w przyszłym roku, ale trochę tak samo. W Siekierezadzie buzuje energia i nikt z tych ludzi nie wie, że umarł pan Fecycz, ale ja wiem to i siedzę z psem na miedzy między łąkami, które były kiedyś własnością pana Fecycza, a ja stałem się szczęśliwym następcą tego piękna i smutno mi z tego odejścia z takiego pięknego czasu i takiego pięknego miejsca w inny czas i w inne miejsce. Z czasu i miejsca, które było znane do czasu i miejsca nieznanego. Pies Brego przytula się do mnie oczekując głaskania więc go głaszczę i myślę sobie o tym człowieku, który w taką piękną wiosnę w czas kwitnienia tarniny i dzikich czereśni ruszył w podróż nieodgadnioną, a te łąki zielenią się młodą trawą i tak jak jest teraz z panem Fecyczem tak będzie ze mną kiedyś i zawsze te łąki obudzą się dla kogoś, one są nieśmiertelne bo one są pięknem przypisanym do tego świata, a my po nich to tylko na taki krótki spacer. Siedzę sobie tutaj na tej miedzy pomiędzy polami, a u mojego boku pies Brego i żal mi, że pan Fecycz oddał swój cudowny dar, żal mi, bo czuję i wiem że gdybym ja musiał zwrócić ten dar też by mi było żal się z nim rozstać. Łąki Bieszczadzkie niepohamowanie wzbijają się swą zielenią w stronę słońca, pies Brego jest szczęśliwy, że go głaszczę a mi jest smutno, że kolejne istnienie z naszej wioski po

      wędrowało za górę Hon, tam gdzie zachodzi słońce.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R