Listopad miecie nas


Pięknie się ściele listowiem ten listopad, pod mostem kolejki wąskotorowej Tadek Orangutan uczynił sobie dom, w którym wiatry hulają na wskroś i na wszerz, ale za to ma w chałupie płynącą rzekę, a w niej pstrągi złote i srebrne lipienie. Pali tam sobie ogień nocą, a gwiazdy nad nim jaśnieją, a pod barłogiem, który sobie umościł ze starych szmat, żwir chrzęści i lis się nawet dziwi cóż to za stwór zajął jego lokum. Tadek Orangutan wypowiedział wojnę dzisiejszej cywilizacji w imię wolności, w imię upadku, w imię wina kartonowego. A ja kręcę zawzięcie na rowerze i podczas podziwiania mojego świata zderzyłem się głową z pięknym kamieniem śpiącym na skraju drogi w zapomnianej wiosce Zawoju, który niby mógłby się rozstąpić, ale się nie wziął i nie rozstąpił to i lima piękne mi wylazły pod oczami i Baflo w odwecie zrobił mi zdjęcie i też zostałem pełnoprawnym członkiem „powracających z Limanowej”. Mietek Nożownik wraca na Dołżycę okrutnie najebany, lezie środkiem drogi odbierając błogosławieństwa od kierowców „jak ci przypierdolę…”. Bula założył na nos okular dioptri minus nieskończoność i widzi przez nie tylko wódkę żołądkową. Andrzej Motyl z Zaporem siedzą na murku oporowym i opierają się dzielnie rzeczywistości. Guzowaty czyści deski, co nie co na chleb zarobi, Raper z kryminału jeszcze chwilowo nie wrócił, Fudżis też się kompleksowo odwyka.

Miecie listopad liściem zeschłym, a ja zastygłem pośrodku mojej wsi z tym patrzeniem na swój świat i nie mogę ruszyć się, by nie spłoszyć tego wietrznego, ulotnego piękna. Listopad miecie nas do zimy…

 

Powrót

                                                                                                                                                  R