Lubię żyć


Budzi mnie piękny czerwcowy dzień jazgocąc ptasią społecznością za oknem. Brązowe, kropkowane samiczki szpaków śmiesznie podskakują na skoszonym trawniku. W drewutni coś tłucze się o szybę, idę tam i odganiam kota Kulkę próbującą dosięgnąć zbłąkanego tam ptaka. Biorę kawałek szmaty i łapię w nią przeraźliwie skrzeczącego z przerażenia lotnika który pewnie pomyślał sobie, że to był ostatni jego lot. Wypuszczam to trzęsące się przerażenie w błękit nieba. Raduję się z jego bystrego lotu i w uszach nadal dźwięczy mi to dramatyczne skrzeczenie przerażonej istoty. Schodzę z góry Horb w towarzystwie szarego psa i na łąkach obserwujemy pasące się stado łań. Na ich grzbietach złocą się pasy wschodzącego słońca. Nie mogę oderwać oczu od tego piękna rodzącego się dnia, jedno przychodzi mi tylko do głowy - lubię żyć. Zastanawiam się czy „lubienie żyć” jest czymś naturalnym czy trzeba sobie to wypracować czy może zasłużyć. Myślę jednak, że „lubienie żyć” jest taka spontaniczna funkcja jak u Marka Co Nie Roni Nic - nie robienie nic, że takie „lubienie żyć” albo jest, albo go nie ma już. Wychodzimy z Bregiem na trakt Ciśniańskim i na początku naszej drogi spotykamy Marka Co Nie Robi Nic, a on nie robi nic bo tak sobie lubi, na parkingu Andrzeja Motyka, który kradnie bo tak sobie lubi, a za Siekierezadą na torach kolejki wąskotorowej witam się z Mietkiem Nożownikiem, który często siedzi sobie w wiezieniu bo sobie tak lubi i Tadka Zgrzewkę vel Orangutana, który sobie kuśtyka na złamanej w zimie nodze bo też sobie tak lubi. Fajnie jest u nas w wiosce każdy sobie robi co sobie lubi, a ja sobie lubię tutaj żyć i raduję się niezmiernie, że zdążyłem uratować tego szamoczącego się ptaka od kłów kocicy Kulki, bo ten ptak lubi sobie latać i najlepiej niech sobie każdy robi to co sobie lubi to świat będzie wówczas bardzo ładny…

 

Powrót

                                                                                                                                                  R