Porażająca światłość jesiennych dni


Kończą się wakacje, sierpień zamyka już wszystkie swoje dni i przychodzi taki jeden dzień, który jest zwiastunem nadchodzącej jesieni, powietrze staje się przejrzyste, obsypują się leniwie liście z brzóz, na tle błękitu nieba szybują wysoko myszołowy, przekwitają już te szalone rudbekie nagie, a wioska nasza popada w ten piękny nastrój senności. Wyjeżdża cały ten podniecony letnim żerowaniem tłum i Cisna na powrót staje się przejrzysta i czytelna. Obok dużego sklepu stoi Marek Co Nie Robi Nic, a na torach za siekierą leży Tadek Orangutan. Lubię ten czas, w którym przechodzi się z energii lata do porażających spokojem światłości jesiennych dni. Człowiek ma więcej przestrzeni czasu by ze spokojem patrzeć na te prześwietlone słońcem miejsca w lesie, które wrzynają się pasmami dzieląc świat na płaszczyzny jasności i jeszcze większej jasności. Świat jest syty, lipiec i sierpień nakarmił wszystko wokół obficie i teraz wszystkie istnienie leniwi się w tej wszechogarniającej światłości jesiennych dni. Karpie w stawie wystawiają swe ciemne grzbiety w objęciach mocarnego jeszcze słońca, pies Brego leży na trawie i widać po nim, że jest syty i też z lubością rozkoszuje się porażającą światłością jesiennego dnia. Kwitną jeszcze kwiaty, pszczoły uwijają się na ich płatkach, duża ważka patroluje brzeg stawu, dzikie kaczki kołyszą się na tafli wody. A ja siedzę sobie pod ciepłą ścianą garażu Siekierezady i rozleniwiam swą duszę i ciało, zamykam oczy i słucham chrzęstu szarańczaków i mam cudowne poczucie wypełniającej mnie porażającej światłości jesiennego dnia.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R