Rysiek - odpalacz wszystkiego


W tę jesień złocistą naszła nas wena na GMC 352. Rysiek zadzwonił z propozycją:

- Może odpalimy tego dżemsa?

Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać, ochoczo podchwyciłem temat. Spotykamy się za Siekierą przy pojeździe. Rysiek lustruje silnik, wbija wzrok w szczegóły konstrukcji uważnie jak sowa w mysz i po kolei robi na głos remanent:

- Potrzebna nam przejściówka do pompy paliwa, potrzebny nam aparat zapłonowy, potrzebne nam świece i potrzeba nam w chuj szczęścia żeby to było tylko tyle, i żeby odpaliło. Słyszę te wszystkie uwagi, a o tę ostatnią modlę się do bogów techniki z wielką żarliwością.

Rysiek jak neurochirurg pracuje metodycznie, tłumaczy mi o kącie wyprzedzenia zapłonu, o kopułce, o palcu rozdzielacza i cewce zapłonowej. Ustawia korbą pierwszy tłok w górnym położeniu, czyści świecę odkręca, zakręca, przykręca, dokręca i w końcu mówi:

- Próbuj kręcić rozrusznikiem.

Naciskam nogą starter i rozrusznik kręci z werwą.

- Na razie szczęście nam sprzyja - mówi lakonicznie Rysiek.

Ja też się cieszę, że mamy rozrusznik, ale kręcimy sporo czasu i żaden gar nawet nie kaszlnie.

- Dość - mówi Rysiek, przy czym marszczy czoło, chwilę milczy i wreszcie spokojnie mówi:

- A teraz przekładamy kable o sto osiemdziesiąt stopni i go mamy.

Nie za bardzo chcę wierzyć w ten cud, ale Rysiek z sobie wrodzonym uporem przepina kable i komenderuje:

- Dawaj starter - w napięciu wciskam nogą rozruch, silnik kręci i nagle strzelił z gara.

- Dość - mówi Rysiek, daj mu chwilę odpocząć i kręć znowu.

Ściskam z podniecenia kierownicę i po chwili depczę starter, silnik zakręcił i łagodnie załapał, kurwa zaczął dawać na wszystkie sześć garów i tego się nie da już opisać to trzeba usłyszeć. Motor nie palonego ponad dwadzieścia lat dżemsa żyje, a my z Ryśkiem słuchamy tej cudownej muzyki, z radością przybijamy żółwika i patrzymy jak wiatrak wentylatora chłodnicy równo popierdala. Za siatką ogrodzenia z podobnym zachwytem na tę scenę patrzą w milczeniu trzej przypadkowi przechodnie rodzaju męskiego, bo nie ma takiego faceta, którego by nie ruszyło takie piękno, piękno pracującego siedemdziesięcioletniego, sześcio-garowego, amerykańskiego silnika…

 

Powrót

                                                                                                                                                  R