Sto kilometrów Siekierezady

 

Idę wzdłuż murów Siekierezady do swojego pojazdu, jest grudniowa noc, pełnia księżyca złowrogo rozświetla okratowane okna, światło spływa trupiobladym odcieniem po ciemnych szybach. Idę wzdłuż tych murów, które postawiłem własnymi rękoma i wydaje mi się, że ciągnął się one kilometrami. Wydają mi się długie na sto kilometrów, a w każdym kilometrze tysiące cegieł udręki i zmęczenia ciążące mi na barkach. Wybudowałem sobie sto kilometrów murów Siekierezady, pomieszanie wolności i więzienia, pomieszanie udręki i ekstazy, naszło mnie tak nagle to przygnębienie, bo ile można iść wzdłuż murów Siekierezady. Pełnię księżyca gasi czarna kotara chmury, mrok bezśnieżnej nocy opatula mnie i wciąż zmęczony idę wzdłuż niekończących się murów Siekierezady.

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R