Trza mu się dać napić


Bolek pił, wszyscy kurwa pili, bo co było robić w domu. Baba wkurwiała, robić się nie chciało to i ta robota wkurwiała rozumie się samo przez się. Socjalizm też wkurwiał, bo nie potrafił wódki i piwa w zadowalającej ilości naprodukować, to co było robić tylko kurwa się napić, a i to żeby tylko było co do chuja wypić, bo nieraz to nawet nie było nic. Bolek pił jak wszyscy, bo czasy były, że trzeźwy był pojebany, a pijany uchodził za normalnego. Bolek właśnie wspinał się na schody wiodące na parking przed Siekierezadę. Firma nasza dopiero raczkowała, ale najebać można było się solidnie, bo właściwie była to jedyna usługa, którą proponowaliśmy. Ale wróćmy do alpinizmu Bolkowego, który wdrapał się na pierwszy schodek i uczynił niebezpieczny balans ciałem do tyłu. Pozostałe towarzystwo siedziało na pniakach przy ścianie Siekierezady i obserwowało z przejęciem wspinaczkę Bolkową:

- Chyba nie da rady - rzekł Boryna.

Jakby chcąc zaprzeczyć tej tezie Bolek wspiął się na drugi schodek i znowu wykonał mrożący krew w żyłach balans ciałem do tyłu:

- Zaraz jebnie - skomentował lakonicznie Janek Małpa.

Bolek przemógł drugi schodek i wspiął się na trzeci i znowu balans ciała i pierdolnął do tyłu na czachę wprost na leżący tam głaz. Nikt się nie podniósł Boryna tylko sapnął:

- Chyba się zajebał na śmierć.

Nie miałem tyle odporności psychicznej co ta stara gwardia, podbiegłem więc do Bolka, z przerażeniem zobaczyłem, że z uszu sączy mu się krew:

- Panie Bolku, panie Bolku nic panu nie jest? - naiwnie pytałem, ale kurwa jak mu mogło nic nie być jak z uszu ciekła mu krew. Wreszcie się ocknął i niemrawo omiótł wytrzeszczonymi gałami najbliższe otoczenie.

- Panie Bolku niech pan spróbuje wstać, pomogę panu.- postawiłem go do pionu następnie podprowadziłem do pniaków i usadziłem go tak by mógł oprzeć się o ścianę. Pan Bolek kiwał się jak śpiąca kura, a stara gwardia milczała, po chwili Boryna przemógł ciszę mówiąc:

-Trza mu się dać napić, przynieś setkę.

Poleciałem i zrealizowałem zamówienie. Pan Bolek przyswoił całość substancji i o dziwo krew przestała mu ciec z uszu. Z nieukrywanym podziwem spojrzałem na starą gwardię, bo oni by na pewno wiedzieli jakby ktoś miał tu umrzeć. Poczułem się bezpiecznie, bo to przecież ludzie, którzy wykuli swe doświadczenie zawodowe siekierami i młotami w bieszczadzkich lasach.

Po prostu „trza mu się dać napić” i chuj i będzie dobrze…

 

Powrót

                                                                                                                                                  R