Brygada Absurdu

 

 

Od kilku dni jestem rozdrażniony i rozedrgany, jesień idzie, trzeba uważać na doły, w których paszczę rozdziawia nienażarta depresja jebana. Dzisiaj schodzę do siekiery w bojowym nastroju, że narobi się w chuj, albo jeszcze więcej. Ogarniam wzrokiem plac boju i szkicuję plan, trzeba wysprzątać garaż, w którym Staszek heblował i ciął dechy i napierdalał wina „karton” z pomocnikiem, jeśli się zdąży, trza zamontować drzwi garażowe od Todka z rozbiórki i obić płytą ścianę, gdzie stoi Studer. Przerażony spoglądam na ten bajzel, który trzeba ogarnąć i przychodzi wybawienie: oto zza siekiery wychynął Baflo, Zbyszek i Chudy. Nie dając im przejść na tory zarządziłem:

-Chodźcie tu chuje, porobimy trochę.

Wleźli na plac, dokonałem przeglądu mojej armii – brygady absurdu. Baflo z Chudym to prawie delira, Zbyszek o jeden punkt wyżej. Nie miałem w duszy ładu dzisiejszego dnia, więc nawet mi to spasowało. Pomyślałem sobie: „A chuj, utonie się z nimi w tej pięknej paranoi”. Realizujemy moje zamierzenia, kurwuję i chujuję okładając brygadę tym słownym biczem, jebane matoły, wino wyżarło im większość szarych komórek, liderem nieróbstwa jest Chudy, ciągle siada i się trzęsie, on już na karmę dla lisów się nie nadaje. Baflo plasuje się na drugiej pozycji. Zbyszek utrzymuje się na pozycji brygadzisty, choć też miał podczas roboty kilka perełek debilizmu. Kończymy robotę, patrzę na nią z pewnej odległości i dokonuję odbioru:

-Chuj, będzie po bieszczadzku – szybko i na odpierdol, ale się trzyma.

Odprawiam brygadę absurdu i siadam w zachodzącym słońcu na pniaku do rąbania drewna i mocno zastanawiam się nad wszech istotą naszego dzisiejszego czynu, patrzę na te osy uwijające się przy swojej budowli, później na klucz żurawi żeglujący po niebie i na te dzikie kaczki Ibsena pływające po stawie, a później zanurzam swe zmysły w mym wnętrzu i widzę przerażenie tym absurdem dzisiejszego dnia, widzę rozedrgania jesienne i mam nadzieję, że to opanuję, bo inaczej będzie kurwa źle…

 

Powrót                                                                                                                                                  R