Dysza od gaźnika

 

 

Kazek opracowywał właśnie Krychę na wielekroć sposobów, pora była taka tuż po północy, a że wrócili z imprezy to chuć na Kazka i Krychę czekała w ich łożu. Kazek podziwiał byłby właśnie piękne i krągłe krajobrazy pośladów Krychy dodatkowo gładząc je dłońmi i fedrując przodek z wielką zapalczywością, jako ten górnik stachanowiec. Krycha odpierając ten zmasowany atak prężyła się dzielnie na rękach i kolanach i było jej też nad wyraz miło, nagle wszystko ustało i ten wściekły atak na tylnie pozycje ucichł nagle i zrobiło się dziwnie cicho i nieruchawo. Krycha myśląc, że Kazek wymyśla jakieś nowe zaskakujące zberezeństwo cierpliwie dłuższą chwilę jeszcze tak trwała, ale po kilku minutach zaniepokojona tą stagnacją odwróciła się by zbadać sytuację i ze zdziwieniem odkryła, że Kazka nie ma. Przez moment głupia myśl jej przemknęła przez głowę, że może Kazka cipa pochłonęła, ale sprawdziła palcem i go tam nie zastała. Wstała z łoża i ruszyła w kierunku światła sączącego się z niedomkniętych drzwi prowadzących do garażu, tam spostrzegła kochanka, a raczej jego zad nagi wypięty nad komorą silnika starego samochodu, Krycha wściekła ryknęła:

- Ty zboczeńcu ruchasz tego grata w chłodnicę!

Na to Kazek wyprostowawszy się odwrócił swe nagie ciało i unosząc w górę coś w dłoni wyglądał, jako ta statua wolności, co te zbereźne Fracuzy podarowali Ameryce, jego lico promieniało i wyszeptał z erotyczną nutą zaklętą w barwie swego głosu.:

- To ta dysza była zapchana, teraz będzie palił jak złoto...

 

Powrót

                                                                                                                                                  R