Dzień prawie bez słów

 

Koniec marca słońce szczodrze rozdaje swe skarby złote w stawie przy Siekierezadzie karpie wystawiają swe garbate grzbiety pod powierzchnią wody, pies Brego leży na zielonej już murawie i wygrzewa swą szarość, niebo błękitem umalowane i to rześkie powietrze zdawałoby się w nadmiarze. Patrząc na to piękno i łagodność zastanawiam się - po cóż te słowa? One dzisiaj są zbędne, wystarczy siąść przy tej stercie poukładanego drzewa i przytulić się do tego słońca, można nawet zamknąć oczy i tak sobie bez słów i obrazów wyobrażać ciepło życia. Ten dzień jest prawie bez słów, ten dzień jest ideą samą w sobie, jedno tylko trzeba spełnić kryterium - trzeba żyć, trzeba posiadać istnienie. Jak opowiedzieć o dniu prawie bez słów, jak go namalować bez obrazu zaprząta mnie to pytanie, ale po chwili porzucam je i wystawiam twarz do żaru atomowej gwiazdy i powtarzam sobie "dzień prawie bez słów, dzień prawie bez słów..."

 

Powrót

                                                                                                                                                  R