Gminna Publiczna Biblioteka w Ciśnie

 

Wilgotny kwietniowy dzień, maszeruję ze swym szarym psem do pracy. Zieleń wzbiera i zagęszcza przestrzeń, w ogródku pani Trześniowskiej kołyszą się jarzące słońcem wybujałe narcyzy. Obok Gminnego Centrum Kultury wyłożone są kartony, dzisiaj odbierają makulaturę. Brego podlatuje do nich i węszy z zainteresowaniem, idę w jego ślady, zaglądam i jestem uszczęśliwiony - skarby książki, słowo drukowane tutaj jest zgromadzone. Pędzę do pań z biblioteki i pytam się czy można zaużytkować to tworzywo, ochoczo się zgadzają, więc uniżenie im dziękuję. Później pakuję dzieła wielu znamienitych pisarzy do samochodu i wywożę na górę Horb do swej biblioteki aleksandryjskiej. Przez kilka następnych dni leje z nieba deszcz wiosenny, więc siedzę sobie wśród tych woluminów i je segreguję. Na wielu czerwona pieczęć jeszcze ze starej biblioteki w podziemiach Urzędu Gminy gdzie panią bibliotekarką była pani Staszewska. Napis na pieczęci "Gminna Publiczna Biblioteka w Ciśnie". Nigdy nie zapomnę tego zapachu książek opakowanych pieczołowicie przez panią bibliotekarkę w szary papier, przekraczając drzwi tych pięknych lochów czułem, że wchodzę do innego świata, świata gdzie mieszczą się tysiące światów i ta podniecająca magia cudu, że otworzę te okładki szarego papieru i ujrzę niewyobrażalną gamę kolorów, że jakiś człowiek powie mi za chwilę jak widzi świat w swojej głębi. Na drewnianych półkach równo spoczywające księgi, za biurkiem pani Staszewska skupiona wpisuje wypożyczenie bądź zwrot i tak piękna harmonia i ład, pani bibliotekarka jawiła mi się, jako władca światów. Pragnę podziękować za pani pracę, i że dzięki Gminnej Publicznej Bibliotece w Ciśnie mogłem być z Robinsonem Cruzoe na jego wyspie, i że mogłem widzieć jak Moby Dick szarżuje na statek kapitana Ahaba, bo to istny cud, że w dzień pałętając się po ciśniańskich łąkach wieczorem mogłem żeglować po oceanach, albo dryfować po bezmiarze kosmosu z panem Lemem. Wiele zawodów wykonywanych przez ludzi wydaje mi się jakieś takie bezpłciowe i szare, ale nie praca pani Staszewskiej, która jawi mi się, jako najpiękniejsza, kwitnąca, bieszczadzka łąka w letni czas. Do dzisiaj spotykając naszą panią bibliotekarkę na drodze wydaje mi się jakby wokół niej nadal wirowały te wszystkie piękne opowieści opakowane w szary papier. Dziękuje pani za trud współpracy z ciśniańskimi bachorami, dziękuje pani za klucz do o wiele większych niż nasz ciśniański światów.

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R