Klątwa Faratha

 

 

 

Świętej pamięci człowiek, którego zwano Farathem pracował w Telewizji Polskiej, tak w tej telewizji, co to się na nią składają przymusowo obywatele Rzeczpospolitej, a w zamian ta instytucja karmi nas przymusowo wszelkim badziewiem płacąc swoim ludziom jakby była prywatną. W czasach, w których pan Farath nawiedzał Bieszczady, a w szczególności Strubowiska, na samo hasło: „To gość z telewizji” autochtonom biły szybciej serca i podnosiło się ciśnienie. Obywatel Farath umiłował sobie to cudowne, bieszczadzkie zadupie i tych cudownych, bieszczadzkich ludzi. Pił wódkę z Jurkiem Dobraczyńskim, Lilą, Wojtkiem Góralem, Ryśkiem Poetą i z kim się dało, a dało się z każdym, bo na Strubowiskach tylko psy nie piły. Trzeba przyznać, że w tej wiosce między Cisną, a Wetliną żyje do dzisiaj egzotyczna, w pozytywnym znaczeniu, populacja bieszczadzkich Papuasów. Nie dziwię się, że imć pan Farath dokonał takiego wyboru, sam bym to zrobił.

Nawiedzał on ci te Strubowiska, a jak je nawiedzał, to przywodził obficie alkohole i częstował wszystkich, i jego częstowano, i była zawsze impreza mocno błogosławiona, a przed oczami biesiadników połoniny prężyły swe wdzięki jak te cycki sklepowej ze Smreka, że zawsze miło na nie popatrzeć, ale każde cycki kiedyś obwisną ku dołom, a połoniny przysypie śnieg, ukryje ich wdzięki to i tak samo każde życie ludzkie kiedyś szlag trafi. Tak się stało z żywotem Faratha. W testamencie swym zażyczył sobie, by prochy jego rozsypano na łąkach Strubowisk w wietrzny dzień, bo tam właśnie chciał znaleźć swą wieczność, gdzie było mu za życia tak cudownie. Część tego planu dokonała się bez przeszkód – urnę z prochami dowieziono i teraz pozostało tylko je rozsiać, ale tu nastąpił ważki problem. Zebrało się konsylium ludu Strubowisk, któremu przewodniczył Jurek Dobraczyński, zarazem była to stypa, gdyż wraz z urną dowieziono dwie skrzynki wódki z Cisnej, oczywiście na koszt umarłego, gdyż był to jeden z punktów dopełniania ostatniej woli. Po zapoznaniu się z odręcznym pismem obywatela Umrzyka i po zapoznaniu się z pierwszą skrzynką wódki, Jurek powstał od stołu i rzekł:

-Ale jakże to tak rozsypać go po polach? Przecież srają tu krowy Kieca. To nie godzi się w ten sposób postąpić z szacownym Prochem.

Czy to ta wódka, czy pogoda tego dnia z niskim ciśnieniem, a być może obydwa te czynniki pomieszane sprawiły, że rada ludu Strubowisk powzięła decyzję sprzeczną z wolą obywatela Procha i orzekła, że urna spocznie w ziemi poświęconej przy kapliczce pomiędzy starymi lipami. Decyzję przypieczętowano spożyciem drugiej skrzynki wódki, a nazajutrz ciało wykonawcze wypełniło fizycznie postanowienie, zakopując prochy uwięzione w urnie, co by te krowy po szczątkach ludzkich nie srali. I stało się: duch Faratha odczekał jeszcze tydzień, myśląc, że rada ludu Strubowisk opamięta się i otrzeźwieje, myśląc, że rada ta nawróci się jednak na ostatnią wolę zmarłego, ale nic takiego się nie wydarzyło. I stało się: duch Faratha jebnął klątwą straszliwą, wszystkich decydentów z rady dosięgały wszelakie plagi: Jurek wykrwawił się do gumniaka z chlaśniętej nożem nogi, Lila obumarła, a jednemu z tej rady to nawet członek nie stawał już nigdy, nawet do tych cycków sklepowej ze Smereka, Strubowiska pogrążyły się w mrokach, lęku i trwodze nabrzmiałej, a wszystkie te nieszczęścia przez te jebane krowy, co wszędzie po wsi srają, a gdyby nie one, prochy zmarłego mogłyby sobie sielsko leżeć na trawce zielonej, a nie dusić się w ciemnicy urny i wymyślać te wszystkie pierdolone klątwy na żywych….

 

Powrót

                                                                                                                                                  R