Kot, który Dzisiaj Musi Umrzeć

 

Kot nazywa się Sralwa i jest kocicą. Imię kota nie brzmi dumnie, ale oddaje wiernie czynności, które wykonywała ta istota po kątach w domostwie. Sralwa jest potomkiem kota Kulki, która ją zrodziła i porzuciła, bo po połogu została wysterylizowana i zanikły jej matczyne hormony. Od kiedy mała Sralwa otworzyła małe kocie oczy i ujrzała światłość świata, wydawało się, że ten świat ją nienawidzi i zrobi wszystko by ją zgładzić. Matka kulka ją porzuciła i żyła obok niej jak nie matka, Sralwa zaczęła zwracać na siebie uwagę wszędzie zostawiając swój koci podpis i nieustannie miaucząc, Przy czym zapaskudzanie przestrzeni w eterze było bardziej uciążliwe niż te kocie podpisy. Miłość z mojej strony polegała na wystawianiu tego kotka za drzwi domostwa ile razy go zobaczyłem. Barbarzyństwo z mojej strony wynagradzali kotkowi pozostali domownicy przemycając go z powrotem. Sralwa osiągnąwszy wiek mobilności została zdybana przez psa Brega, który ją odrobinę przetrącił łapą. Od tej pory nie była już pełnosprawna, ale dawała sobie radę, jakby nie dość tych kataklizmów załapała jeszcze jakiegoś kociego neurologicznego wirusa, poruszała się z wielkim wysiłkiem opracowawszy metodologie skoków i podrygiwania. Ten Hiob wśród kotów od wczoraj leży na swoim ulubionym fotelu, który był kiedyś też ulubionym fotelem obumarłego Tadzika i nie może się zupełnie ruszać, bo wpadł pod koła naszego samochodu, który parkował w garażu i Sralwa nie została na czas dostrzeżona w reflektorach. Może, dlatego, że jest maści czarno brązowej, maści idealnie maskującej się z podłożem. Co jakiś czas w nocy miauczała przeraźliwie, żaląc się na swój los i przy listopadowej pełni księżyca był to przerażający jęk i prośba o bóg wie, co? Dzisiaj ma przyjechać Kasia weterynarz by skrócić jej cierpienia, bo taka decyzja została podjęta i czekamy z rozpaczą w oczach na chwilę, w której ten kot musi umrzeć. Wczoraj oglądałem Henryka VIII i jest tam scena jak przybywa kat z Dover do królowej ze swym lśniącym mieczem po jej śnieżnobiałą szyję i to skojarzenie zatruwa mnie i chciałbym, żeby było już po wszystkim a w nocy miałem sen o Sralwie. Śniło mi się, że bawi się na tym fotelu ze swą matką kulką i jest zdrowa, wołam w tym śnie Różę i krzyczę: patrz! Jest zdrowa…

Podchodzimy razem, a na fotelu są dodatkowo trzy małe kotki. Cieszymy się. Oto Sralwę pokochała mama i ma dzieci, jest szczęśliwa….

Pomijając to, że dzisiaj musi umrzeć. Siedzimy przy tej Sralwie i patrzymy w okno, za którym przy modrzewiu i jarzębinie jest mogiła Luny a ja odkrywam z przerażeniem, że epitafium piszę już istotom do przodu i trochę się tym martwię, bo wolę należeć do królestwa życia niż śmierci i spoglądam z bólem na kota, który dzisiaj musi umrzeć i na modrzewia złotego i jarzębinę bezlistną, gdzie trzeba będzie wykopać grób…

 

 

Powrót                                                                                                                                                  R