Pierwszy dzień świąt

 

Jezus się narodził i leży sobie w tym żłobie beztrosko patrząc na ryje trzody, Jezus przyjechał rano z Nowakiem z Wołomina i obudzili mnie urządzeniem przekazującym głos na odległość. Zjedliśmy uroczyste śniadanie na górze Horb i z pełnymi brzuchami jak Mojżesz z tablicami zeszliśmy do Siekiery. Misiek wczoraj celebrował pasterkę w Siekierze, Manczis z Homerem dość poważnie się nadwerężyli tym świętowaniem, tą radością z przyjścia na świat małego szczyla, który przeznaczon jest na mesjasza. Darek doznał sporych odchyłów od pionu, ale że kiedyś był marynarzem grawitacja go nie pokonała. Wojtek Actimel dnia dzisiejszego przyswoił trzy setki i świat alternatywny mu się otworzył otchłanią czarną a mroczną. Z tej dziury zadręczał Homera pretensjami, podarł mu koszulkę pamiątkową z Londynu i naszyjnik z drewnianych korali, Kamila wprawdzie pozamiatała je z podłogi na czerwoną szufelkę, ale będzie z nich teraz tylko opaska na rękę. Chcieli się w końcu przyjaźnie napierdalać by spór załagodzić, ale jakoś tak nie mrawo, że zdążyliśmy wkroczyć, jakoś tak chujowo u nas i po staremu, mimo że ten Jezus się narodził zmian nie widzę, może trzeba poczekać aż trochę to dzieciątko podtuczy się i podrośnie… O tak, na pewno trzeba jeszcze trochę poczekać ze trzy dziesiątków i trzech lat, ale później go ukrzyżują i tak chujnia cyklicznie, co te trzydzieści trzy lata, no cóż taki system religijny i tacy ludzie.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R