Pojedynek Gigantów

 

Schodzę w ten styczniowy dzień z mojej góry do wsi, nie ma śniegu pada deszcz, przyglądam się zeschłym trawom i kamieniom na drodze, to cudowne wszędzie jakaś forma wszędzie tworzywo. Przez dwa dni nie widziałem Wojtka Stolarza Podłogowego, ale dowiedziałem się od Bafla, że skonfigurował się z Witkiem i "pracują razem". Przed kościołem spotykam Darka, Słoneczko i WSP witam się z nimi i mówię do Wojtka:

- Mówiono mi na wsi, że wyjechaliście z Witkiem na wczasy.

- On uciekł, nie zniósł prawdziwego zawodowstwa Witek ustala twarde reguły jak w triatlonie, flacha na stół naprzeciw siebie siedzą zawodnicy i milczą, od czasu do czasu Witek mówi tylko "polej" i to wszystko z konwersacji, i jeszcze jeden istotny element - walczący nie mrugają powiekami, patrzą się cały czas w przestrzeń i tak sobie trwają - Darek fachowo wytłumaczył zasady pojedynku gigantów.

- Przyznaję się, uciekłem jak zobaczyłem te rzędy flaszek do spożycia to się przeraziłem, a ja poza piciem lubię gadać i na tym jednym słowie "polej" nie zbuduję sobie rzeczywistości.

- Instynkt samozachowawczy jeszcze u ciebie działa - pochwaliłem Wojtka i ruszyłem dalej w przestrzeń ciśniańską.

Wojtek dogonił mnie i rzekł:

- Pożycz pięć dych.

Bez mrugania powiekami odparłem:

- Nie mam na chlanie.

- Ale ja jestem głodny - usprawiedliwił się Wojtek.

- To idź na stanowisko żebracze Rapera i mów do przechodzących ludzi "jestem głodny kup pan mi paszteta", na pewno jakiś samarytanin się znajdzie - nie zostawiłem Wojtkowi żadnej nadziei i ruszyłem w swoją drogę.

A tak na marginesie, to ile byście wytrzymali bez mrugania i z tylko jednym słowem "polej"? A widzicie, Witek wytrzymuje trzy tygodnie...

 

Powrót

                                                                                                                                                  R