Pożądanie piękna

 

 

Idę sobie po swojej łące nad brzegiem Solinki i raduję się, że mogę sobie tutaj iść i zrywa się wypłoszona dzika kaczka i krople wody rozbryzgują się tęczowymi refleksami jakby odlepiła się od tego szmeru rzeki i skrzą się jej pióra cudownie na jej grzbiecie jakby jakiś wyrafinowany boski jubiler ułożył te barwy w swym niebiańskim warsztacie i słychać łopot skrzydeł nad wzbierającymi już zielenią olchami. Idę sobie po swojej łące nad brzegiem Solinki i raduję się błękitem kwitnących cebulic, łagodną żółcią pierwiosnków, jaśniejącymi ziarnopłonami, a białe zawilce dopełniają to pożądanie piękna. Potok od ryczywołou leniwie toczy swą krystaliczną, zimną wodę i cierpliwie wędruje do matki Solinki, żaby gramolą się do słońca, a na kamieniu wygrzewa się jaszczurka oto cud wiosny wielkie, olbrzymie pożądanie piękna we mnie i wokół mnie się rodzi. Przystaję i patrzę na krzątające się mrówki odbudowujące swoją piramidę po zimie podziwiam jak kształtują swą harmonijną, wspólną ideę. U mych stóp chrząszcz drepcze i mieni się na przemian to opalem, to lazurem barw - ułudy i rośnie we mnie to pożądanie piękna i nie mogę go zaspokoić. Pochłaniają mnie te dźwięki i barwy im głębiej się w nie zanurzam tym boleśniej odczuwam to pożądanie piękna, to jest jak narkotyk coraz więcej go potrzebuję i coraz potężniejszy czuję głód. To pożądanie piękna mnie zabiję, ale godzę się na to, bo to i tak mała cena za to co otrzymuję. Pożądanie piękna...

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R