Śmierć burej kocicy

 

Bura kotka mieszkała w garażu Siekierezady od trzech lat, nie zameldowałem jej tam osobiście po prostu pewnego dnia się pojawiła i oznajmiła, że to będzie jej dom. Widywaliśmy się okazjonalnie i nie wchodziliśmy sobie w drogę, często patrzyłem na nią przez okno baru jak siedziała na masce GMC, najczęściej w chłodne zimowe dni, wiosną i w lecie kotka miała chyba ciekawsze zajęcia.

W ubiegłym roku wychowała miot młodych, mimo że była czasami przez nas dokarmiana nie spoufalała się z "człowiekami". Takie relacje bardzo mi odpowiadają - masz swoje życie i sprawy, a ja mam swoje. Nie wiem jak ona o mnie, ale ja myślałem o niej ciepło, pukałem nieraz w szybę okna widząc ją jak wysiaduje na masce GMC i mówiłem:

- Cześć kocie jak tam u ciebie.

Wówczas ona wgapiała się leniwie we mnie z takim spokojem jak tylko kot potrafi. Środek maja był zarazem końcem życia tej istoty. Przyszła przez parking odpoczywając kilka razy dotarła do garażu i wczołgała się pod GMC, później wyszła do słońca i mogłem do niej podejść, prawdopodobnie wpadła pod samochód na drodze i postanowiła zakończyć swój żywot tutaj gdzie czuła się bezpiecznie. Z pyska sączyła się krew, chodziły już po niej muchy czując oczywisty żer. Zganiałem z niej te natrętne owady i pierwszy raz od tych trzech lat pogłaskałem ją, nie miała siły uciekać, więc podszedł do niej też Brego, powąchał ją i odszedł jakby też wiedział, że trzeba jej dać spokój, bo ona już nie z tego świata. Powiedziałem o niej Maćkowi Nowakowi, który gościł w Siekierze z Jezusem i ten udający cynika osioł wieczorem otulił kotkę szmatką i przykładał jej lód do potłuczonej głowy. W nocy wyszedłem sprawdzić czy żyje, kotka leżała pod tą szmatką, a życie swe oddała pięknie wygwieżdżonej nocy. To w ogóle był zły dzień na śmierć, bo było zbyt pięknie - tak ciepło, tak zielono i ta noc też się nie nadawała na śmierć, bo też była piękna, pachniała kwitnącymi jarzębinami rosnącymi nad stawem. Rano Maciek wziął łopatę, a ja wskazałem miejsce na mogiłę, Maciek Nowak pochował burą kotkę nad stawem pod jarzębinami, a ja wygłosiłem mowę pogrzebową, krótką, ale prawdziwą należną tej istocie:

- Dzielna to była kotka...

 

Powrót

                                                                                                                                                  R