Śmierć Krówskiego Łba

 

Początek pięknego października zagarnął istnienie Jurka Lewandowskiego zwanego wdzięcznie Krówskim Łbem. Słońce darzyło tak cudownie, że mieliśmy w sercach ułudę nieskończoności tegorocznego lata. Jeszcze nie tak dawno od tego dnia zgonu, Wojtek Stolarz Podłogowy opowiadał mi o wizycie towarzyskiej na Dołżycy, której dokonał pospołu z Klapsem, i o sztuczce którą pan Krówski Łeb zaprezentował, a której treści nie przytoczę bo epitafium ma mieć charakter zazwyczaj smutny, a sztuczka ta była ta w treści zabawna. Jeśli kto nie pamięta, to ośmielę się przypomnieć, że Jurek występuje w jednym z pierwszych opowiadań – „Transplantacja”. Dzisiaj, kiedy piszę te skromne wspomnienie, ja kronikarz naszej uroczej miejscowości, a nieraz tak jak teraz Mortalista; dzisiaj, kiedy tak pięknie pada deszcz w ten jesienny dzień pragnę, by kilka garści mych słów ocaliły od Nirwany skrawek życia pana Jurka, który całym sobą był związany z pracą w lasach Bieszczadzkich, z klasyczną zrywką drewna końmi, tego iście już westernowego, zanikającego fachu. Obejście pana Jurka tchnie tą sentymentalną i sielską stylistyką, gdzie przy wozie stoi koń żujący nakoszoną trawę, po podwórku kicają króliki i grzebią kury, a pan Krówski Łeb siedzi na ganku swego domu, kurząc silny tytoń i patrzy na jesienne góry coraz intensywniej płonące czerwienią Bieszczadzkich buków. Pan Jurek z domu nieopodal rzeki Solinki, która wyszumiała mu już wszystkie mantry przeznaczone dla niego. Odszedł od nas w zaświaty. Już nigdy nie będzie drugiego takiego jak on, już nigdy nie zdarzy się taka piękna konfiguracja zdarzeń jak teraz z nami. Umarło coś niewyobrażalnego, umarło coś nie do odzyskania. Wraz z Krówskim Łbem umarł cały wielki świat. Od dzisiejszego jesiennego poranka, powoli będą umierały i odchodziły szczegóły materialne i duchowe należące do tego człowieka. I tak kropla po kropli wysączy się jeszcze to wiadro pamięci, aż kiedyś Krówski Łeb umrze cały. Cóż taka kolej rzeczy, a ja nędzny Mortalista z Cisnej, próbuję ocalić, choć drobinę z tego; i nie żądam za to nijakiej zapłaty, oprócz mego lamentu nędznego, i prośby do Was: napiszcie kiedyś coś o mnie, jak przyjdzie czas mojego odejścia do źródeł, ale to już inna histeria – historia. Żegnaj Panie Jurku, słynny Krówski Łbie z Dołżycy, najsłynniejszy Krówski Łbie na Świecie.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R