Szczęście czy sprawiedliwość?

 

Czy szczęście jest tożsame ze sprawiedliwością, czy są to zupełnie inne idee? Takie pytanie postawiłem sobie przed mym mózgiem jak flaszkę na stole i uporczywie się w nią wpatrywałem, w tę butelkę-pytanie. Kręcąc na rowerze w kierunku Wetliny rozpracować chcę ten ważki problem: czy szczęście jest tożsame ze sprawiedliwością? Czy ten pierwszy pierwiosnek, który wychynął z ziemi i jarzy się swym pogodnym kolorem na skarpie rowu, czy ta piękna knieć błotna, która świeci swym żółtym, słonecznym blaskiem dojrzałym, czy te istoty dostąpiły swojego istnienia przez szczęście, czy przez sprawiedliwość? Czy można dostąpić te obydwie idee, czy tylko jedną się otrzymuje? Czy szczęście to tylko ślepy traf losu, że nikt i nic nie rozdeptało tych kwiatów? Czy sprawiedliwość to wyrachowany porządek wszechrzeczy? Kręcę sobie na rowerze tego marcowego dnia i zanurzam się w szarościach pięknych Bieszczadu, i raduję się, że już się zaczyna przedwiośnie żółtych kwiatów, i przestaję zadręczać się tymi rozważaniami, i jestem przepełniony radością, że noszę w sobie poczucie szczęśliwego życia i czuję też, że świat traktuje mnie sprawiedliwie – to chyba bardzo dobrze, że staram się pogodzić te dwie idee, bo implikacją tego jest twierdzenie matematyczne: „Szczęście + sprawiedliwość, które otrzymuję od świata = moje istnienie….

 

Powrót

                                                                                                                                                  R