Bieszczadzka jesień


Jesień miecie miotłą zapomnienia, pracowicie wymiata ludzkie wspomnienia, miecie ludzkie istnienia. Jesień szarga nami jak tymi listkami brzozowymi, jesteśmy poddani jej władzy i nic nie zmieni nasz sprzeciw ani nasz płacz, bo siła to potężna, której poddać się trzeba, by jeszcze chwilę być. Twarz mojej wioski ściągnięta łagodną nostalgią wpatruje się w nas: w Mietka Nożownika, który trzyma się dłonią za lewy bok, bo żebra przedwczoraj połamał, na Bafla, który skrzeczy jak ta sójka i wyrabia swoje dzienne limity neurotycznych kilometrów, Witek się urlopuje w samotności wchłaniając substancję, Raper żebrze w plenerze, bo zlikwidowali mu jego czarną ścianę i nie ma już psychologicznego tła, Andrzej Motyl zbiera po wsi szkła, Fudżisa wyprosili na chwilę z domu, Pająk gdzieś przepadł pośród suchego listowia, a Bula z radością niesie flaszkę żołądkowej. Jesień miecie zapomnieniem, miecie wszystkie ludzkie, drobne sprawy. Z uwielbieniem patrzę jak zagarnia nas archiwum czasu dla niektórych to już koniec wędrówki inni jeszcze maszerują. Góry przebarwiają swoją zieloną szatę tu i ówdzie przędą się już żółtości, czerwienie i brązy ona jest tuż tuż za progiem - bieszczadzka jesień zapomnienia.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R