Cichy Don


Żołnierzom Armii Czerwonej spoczywającym na wojskowym cmentarzu w Baligrodzie.


Miłość matczyna jest jak ta wielka rzeka tocząca swe wody przez ruską ziemię - nieprzemijająca i cierpliwa. Miłości matczynej nie jest w stanie zatrzymać ani czas, ani przestrzeń, płynie ona z wielką mocą i rozlewa się aż po horyzont, a nawet jeszcze dalej. Miłość matczyna jest jak ten Cichy Don, który nigdy nie przestaje płynąć.

Stara Kobieta długo stała nad brzegiem Wielkiej Rzeki, często tutaj spędzała wieczory, bo tylko szum tej wielkiej wody łagodził jej ból.

To już czterdzieści lat minęło od tamtego dnia gdy żegnała swojego Aloszkę, tutaj w tym miejscu, przy tym głazie, na którym mały Aloszka bawił się z innymi dziećmi łowiąc ryby przypłynęła wojskowa łódź i jej dziewiętnastoletni syn wsiadł do niej z innymi poborowymi i krzyknął jeszcze z oddali:

- Wrócę mateńko, wrócę!

Ale tę przysięgę skryła natychmiast mgła unosząca się nad rzeką i Aloszka ruszył z czerwoną armią bić faszystów, a matka dzień w dzień wychodziła nad brzeg Cichego Donu i czekała obok tego głazu na łódź wojskową, która przywoziła pocztę z frontu, a z powrotem zabierała poborowych. Zdarzało się często, że sternik z wojskowej łodzi krzyczał do stojącej na brzegu z oddali:

- Mateńko, list do was od syna mam!

I wówczas serce matki biło z mocą kremlowskich dzwonów i słyszała jakby to dziś było tę przysięgę syna „Wrócę matko”, i była taka szczęśliwa, i święcie wierzyła, że Wielka Rzeka odda jej niedługo syna. Ale pewnego szarego, zimowego dnia sternik przybiwszy do brzegu unikał spojrzenia matki. Wyładował pakunki, a na koniec podszedł do kobiety, wyciągnął zza pazuchy papier i rzekł:

- Zawiadomienie z armii do was matko.

Szybko odwrócił się, odwiązał cumę i zniknął w szarości rzeki. Kobieta nie otworzyła karteczki, tylko padła na kolana i jęknęła tak przeraźliwie, że usłyszał jeszcze ten jej lament sternik w wojskowej łodzi. Serce matki w jednej chwili stało się tak ciężkie, jak ten wielki głaz nad brzegiem Donu. Czterdzieści lat minęło od tego dnia, a Matka nigdy nie otworzyła tej karteczki, za to codziennie stała nad brzegiem Wielkiej Rzeki i czekała na wojskową łódź, która już tam nie przypływała.

Matka wróciła do swej starej chałupy, usiadła na ławie pod ścianą, a w spracowanych, pomarszczonych dłoniach trzymała pożółkłą kartkę złożoną na pół, spojrzała przed siebie i wzrokiem utknęła na lśniących miedzią zachodzącego słońca wstęgach Donu. Opuściła wzrok, rozłożyła karteczkę i przeczytała ją po tych czterdziestu latach: „Wasz syn zginął w Polsce, pochowany jest na cmentarzu wojskowym w Baligrodzie w powiecie leskim”.

Nazajutrz Stara Kobieta zawiązała w tobołek chleb i kilka drobiazgów, po czym ruszyła na stację kolei. Tam zapytała dróżnika:

- Do Polski jak mam jechać?

- Na Lwów Matko musicie jechać – wytłumaczył dróżnik.

Stara Kobieta ruszyła w podróż do swojego syna, czterdzieści lat trzeba jej było czekać na tę decyzję. W pociągu śniła, że jej nie ma nad brzegiem Wielkiej Rzeki, a syn wrócił wojskową łodzią do domu. Obudziła się przerażona we Lwowie, wysiadła zagubiona w tym wielkim świecie, dozorca na peronie skierował ją na drogę, gdzie mógł ją zabrać jakiś „gruzawik” w stronę granicy z Polską. Stara Kobieta stała bezradna na tej obcej drodze w stronę obcej ziemi, nie trzeba jej było długo czekać i zatrzymał się jakiś miłosierny człowiek, bo każdy by się zatrzymał widząc jej nieporadność. Matka dotarła do Krościenka, pogranicznicy wysłuchali Starej Kobiety i postanowili jej pomóc. Nie miała paszportu, a jej jedyną wizą było zdanie: „Pomóżcie, do syna jadę, on leży na cmentarzu wojennym w Polsce”. Rosyjscy pogranicznicy wyjaśnili polskim cel wyprawy Starej Kobiety, a że razem nie raz wódkę pili, to polski naczelnik rzekł:

- Dawajcie babuszkę, zawieziemy ją do Baligrodu.

Po czterdziestu latach Matka stała nad mogiłą syna:

- Witaj Aloszka, tyle mam Ci do powiedzenia, nie wiem od czego zacząć. U nas po staremu, Don płynie, ojciec zmarł dziesięć zim temu, a ten klon przy chałupie, na który się wspinałeś złamał się na wiosnę… - opowiadała jeszcze chwilę, po czym rzuciła się na mogiłę płacząc, krzyczała:

- Aloszka, obiecałeś wrócić, ja dzień w dzień czekałam, Aloszka, czekałam przy tym wielkim głazie, gdzie bawiłeś się z innymi dziećmi, gdzie pływałeś, łowiłeś ryby.

Długo trwała opowieść, bo wiele się pomieściło w tym sercu matczynym przez czterdzieści lat oczekiwania. Później Stara Kobieta podniosła się z mogiły, wyjęła coś z tobołka, położyła na ziemi i rzekła:

- Aloszka, chleba ci naszego przywiozłam i ziemi garstkę znad brzegu Donu.

Wieczorem przyszli po Matkę polscy pogranicznicy, widząc ich rzekła:

- Możemy wracać. A ziemię tu macie też piękną. – dodała patrząc na wybujałe kwieciem łąki.

Powróciła do domu i dzień w dzień wychodziła nad brzeg Donu oczekując na wojskową łódź i tak aż do czasu kiedy wielka rzeka zabrała jej cierpienie, jej żal i ból.

Miłość matczyna jest jak ta Wielka Rzeka tocząca swe wody przez ruską ziemię... Nieprzemijająca…

 

Powrót

                                                                                                                                                  R