Czarny zeszyt


Chodzę po Lesku, czekam na coś, mam pół godziny niespodzianej wolności. Sierpień rozpalony swym żarem spowalnia czas, ludzie, gołębie i psy snują się leniwie szukając ochłody. Podchodzę do sklepiku i proszę o długopis oraz cienki zeszyt w kratkę, chcę sobie zapisać pewne opowiadanie, które nawiedziło mnie pośród tego upalnego, błękitnego nieba. Pani podaje mi zeszyt z czarną okładką, waham się chwilę, bo mnie ten kolor przeraził. Wpisał się doskonale w mój chwilowy przed depresyjny stan, ale idę w tę czerń, trzymam w dłoni ów zeszyt i zastanawiam się – któż kurwa projektuje takie okładki, chyba ten gość był chwilę przed skokiem na bungee i jeszcze zdążył tak to odpierdolić – na czarno.

Siadam w leskim parku, pod starodrzewem litościwie oferującym cień i zapisuję sobie szkic opowiadania, ale życie jest nieobliczalne i ostatecznie ten zeszyt z czarną okładką pomieścił śmierć Staszka Laski. Ale wtedy tego jeszcze nie wiedziałem.

Nazajutrz w Cisnej spotkałem Marka Co Nie Robi Nic gdy wlókł przygarbiony swoją odwieczną depresję jak psa na sznurku. Marek na powitanie rzucił:

- Staszek Laska wczoraj się przekręcił.

- O kurwa – zdołałem tylko odpowiedzieć.

Później posprzątałem Siekierą i usiadłem w sali portretowej, aby spożyć śniadanie, rozpamiętując przy tym ten powrót Staszka Laski do Cisnej, by tutaj umrzeć, wśród nas, pośród swojej bezbrzeżnej samotności. Stachu pojawił się raptem dwa tygodnie temu, na początku sierpnia, wcześniej włóczył się gdzieś kilka lat, rzeźbił i chlał, chlał i rzeźbił. Pewnie poczuł pismo nosem, że śmierć zastawiła na niego sidła i nie chciał jej nic utrudniać. Kiedy go zobaczyłem, od razu poczułem niepokój, był zjechany, twarz miał przeraźliwie chudą, oczy zapadnięte, spowolnione ruchy, jakby ci bogowie z nadgorliwą zajadłością obciosali go tymi siekierami.

Przez te czternaście dni Staszek snuł się po wsi, zauważyłem, że nie dopijał trunków i nie dojadał pokarmów. Sierpień pali nadal niemiłosiernie, rzeka Solinka ledwie się sączy, a jutro grzebią pod lipami Staszka Laskę.

Wybacz mi Stachu, naprawdę nie wiedziałem, że ten czarny zeszyt jest na ciebie.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R