Czy warto umrzeć w grudniu?

 

 

Bezśnieżny grudzień straszy nas swymi szarościami. Przyglądając się wnikliwie temu światu odbitemu, jak na czarno-białej fotografii, dostrzegam piękno kontrastów: szare, jeszcze bardziej szare i niesamowicie szare. Janek Raper przylepiony do drewnianej ściany „pawulonu” Ryśka Poety czyha na swą ofiarę - jak cierpliwy pająk – potrafi tak godzinami. Czeka, aż podjedzie w końcu jakiś samochód i gdy wysiądzie z niego człowiek tylko kilka sekund mu trzeba, i już osacza ofiarę.

-Daj pan piątkę, daj pan piątkę! – brzmi zawołanie bojowe.

Mietek Nożownik karczuje na Horbie suche gałęzie w młodniku świerkowym. Zleciłem mu tę fuchę, bo chciał co nieco zarobić.

Staszek Góral wkurwieniem swym uskutecznia czyn budowlany, przycina listwy i monologuje wyraziście:

-No kurwa, jebane niedojeby, wymurowali te koślawe ściany, że tylko to teraz krzywym chujem heblować.

Dzikie kaczki niezdarnie gramolą się po przejrzystym lodzie, który zastygł szklaną taflą na stawie przy Siekierezadzie. Na Solince przyglądam się świeżym śladom niedźwiedzia, a w krystalicznej toni bobrowych stawów pływają leniwie pstrągi. Siwa czapla cierpliwie przeciwstawia się płynącej wodzie wypatrując swych ofiar. Te grudniowe dni jak ludzkie istnienie – nim się zaczną, to już się kończą. Piękne są te szarości, nie warto umierać w grudniu...

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R