Drzewa – pasja mojego istnienia

 

 

Nad stawem przy Siekierezadzie świerki i modrzewie sięgnęły niebios. Trzeba bardzo zadzierać głowę, by ujrzeć cały ich majestat. Niektóre mają takie pnie, że nie mogę ich objąć rękami. Posadziłem je trzydzieści lat temu, były maleńkimi sadzonkami, a dzisiaj odwzajemniły mi tą kruchą moją wiarę w cud istnienia. Z rozrzewnieniem przyglądam się też tym dwóm półmetrowym dębom, które wykiełkowały z posadzonych żołędzi przywiezionych z Touluzy, odpoczywaliśmy tam z Miśkiem na parkingu przy stacji paliw, a pod nogami ludzkimi ścieliły się te nasiona. Pozbierałem je, bo ja zawsze zbieram nasiona drzew, mam je wszędzie – w kieszeniach, plecaku, samochodzie, w pojemniku na picie w rowerze. Przyglądam się tym dwóm odważnym, którzy chcą czerpać swą moc z tej bieszczadzkiej ziemi. I uśmiecham się do nich, bo ja to rozumiem i chcę tak jak oni. Kojarzą mi się z wolnością. Podróżowaliśmy wtedy przez piękną Francję i wówczas poczułem w sobie tę wolność, którą otrzymałem w darze od Europy, tę ideę propagowaną już tysiąc lat wcześniej przez Ottona III, że mogę iść gdzie mi się podoba i mogę wszędzie podziwiać piękne drzewa, zbierać ich nasiona i sadzić je. Drzewa – pasja mojego istnienia, te dwa dęby z Touluzy nad brzegiem stawu Siekierezady, ciekawym czy ujrzę jak zawłaszczycie dla siebie błękit bieszczadzkiego nieba.

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R