Ile treści emocjonalnej można wjebać w jedno słowo


Przed budką konfesjonalną spowiadam się:

- Drogi mój pasterzu nazbierało mi się trochę grzechów i innych nieczystości i zabrudzeń. Wczoraj masowałem sobie prącie i wówczas nie myślałem o panu bogu tylko o świętej Teresie, przedwczoraj zapatrzyłem się na pośladki córki mojego kolegi z klasy, no nie żeby jak pedofil, bo ona ma dwadzieścia pięć lat, ale taki mi się wzrok na chwilę zrobił jak u samca świni. Trzy dni temu jakaś laska przytuliła się do mnie chcąc podziękować za literaturę, a mi się ręka omsknęła tak trochę za jej plecami niżej, ale proszę księdza spowiednika to wszystko są tylko pomniejsze moje zbrodnie. Najgorszą jest to, że język społeczny strasznie zanieczyszczam, nie mogę się oprzeć i nie potrafię inaczej, używam w narracji „chuja” i „pizdy” o wiele częściej niż w praktyce miłosnej, na swoje usprawiedliwienie mam tylko jedno – ileż treści emocjonalnej można wjebać w jedno słowo, by było ważkie i oddawało ciężar myśli nie będąc „kurwą” i „chujem”.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R