Koniec listopada


Ciężkie to czasy nastały dla Janka Rapera, mróz skuł ziemię i wodę, lodowaty wiatr zagląda w każdą jego norę, nie ma gdzie się schronić Raper przed chłodem. Z utęsknieniem czeka na wschód słońca, które jakoś niemrawo wyłazi zza Falowej, jakby miało za nic to, że istota Rapera jest w całości skostniała, jakby nic je nie obchodziło, że Janek co noc sypia ze swą oblubienicą bezbrzeżną samotnością. We wsi robią zakłady: przeżyje zimę czy go ona pokona i nałoży mu swój śmiertelny makijaż na twarz, a Janek krótko się w tym temacie wypowiada:

- Dam radę, dam radę tylko niech, kurwa, szybciej to słońce wyłazi zza Falowej.

I Jankowi wydaje się, że tak bardzo marznie przez ten pierdolony, żółty balon, który tak opieszale zbiera się do świtu, oskarża go i łaja, bo jeśli szukać gdzieś winy to niech będzie ona tak widoczna i nabrzmiała jak ta spuchnięta gwiazda na niebie, bo cóż to za siła ten żółty, napompowany balonik w starciu z mocą Janka Rapera...

 

Powrót

                                                                                                                                                  R