Kupka rozpałki po Mietku

 

 

Mietka Nożownika spakowali w czarny wór i wywieźli do Leska na rozmrożenie, żeby jakoś upchać go w trumnę. Wszyscy mamy trochę kaca moralnego, bo może jednak można było coś zrobić żeby Mietek żył, ale z drugiej strony ciężko wpływać na los człowieka, który wybrał sobie wolność absolutną, bo niby jak by to miało wyglądać? Czy tak? Przychodzi do pana Mietka urzędnik opieki społecznej z dwustu stronicowym katalogiem ofert mieszkaniowych i uprzejmie proponuje:

-Panie Mietku, o tutaj mamy bungalow na Florydzie, dwa garaże i przystań na łódź... och! Nie życzy pan sobie? To może apartament na zachodnim wybrzeżu z widokiem na ocean, ale bez służby... och! Nie życzy pan sobie? To może domek myśliwski nad Bajkałem? Och, nie życzy pan sobie...

Mietek dostał realną propozycję zamieszkania na Buku, ale nie życzył sobie, bo za daleko i tak się te wszystkie oferty pomocy o Mietka rozbijały - pan Mietek nie życzył sobie i chuj. To i uszył sobie tego czarnego wora, w którym pojechał do Leska, bo jedynym jego życzeniem było napić się na własnych warunkach.

Przechodząc obok kupki rozpałki, którą Mietek przygotował nam w domu, spoglądam na nią ze smutkiem i jakoś głupio mi ją nawet brać do pieca. Szkoda mi Mietka, bo dobrze się z nim pracowało, a najpiękniejsze były te przerwy w pracy kiedy Mietek skręcał papierosa i za pomocą słów przedstawiał swoją wizję świata. Ta jego wizja była zabawna i jednocześnie niepokojąca, bo traktowała i zawsze zmierzała do poczucia absurdu istnienia. Wysłuchawszy Mietka chciało się powiedzieć samemu:

-No to chuj z tym, nie róbmy tej naszej roboty, bo to wszystko i tak nie ma sensu...

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R