Rozmowy przy czołgu T34


Piękna wiosna karze mi się w nią zanurzać, sycić się i podziwiać to wszystko czym darzy. Kręcę sobie na rowerze do Baligrodu, tam przy czołgu siadam na ławce i konsumuję bułkę popijając jogurtem. Przysiada się do mnie Siwy, krzepki, emerytowany podleśniczy, który pracował w Cisnej. Znam go z widzenia. Pyta się:

- Co tam u was za górą, umarł ktoś?

- W lutym dwóch odmaszerowało w zaświaty – odpowiadam i podaję personalia żywych inaczej.

- A tego znam. Był w bandzie UPA, a jego dziewczyna była łączniczką, złapali ich żołnierze KBW w lesie z bronią w ręku, mieli dużo szczęścia, że nie dostali od razu kulki. Po dwudziestu latach dopiero wyszedł z więzienia, nie powiem dziadek przeżył trochę. Robił u mnie przy metrach. Jak przyszedł się zatrudnić powiedział: tylko nie mów pan ludziom, że byłem w UPA. A ja odpowiedziałem: stare czasy panie, minęło i już, mnie jako leśniczego interesuje czy zrobi pan robotę w lesie i tyle.

Nie powiem dobrze pracował, sumiennie, nigdy nie pił.

Wciągnąłem się w słuchanie opowieści wojennych przy czołgu, pytam się więc Siwego:

- A Słowakiewicza pamiętasz?

- Oczywiście, często razem piliśmy u niego w baraku. Przychodzę kiedyś z flaszką, wchodzę i w izbie nikogo nie ma, tylko wiadro cynkowe wisi u powały przykryte łopuchami i kapie z niego krew. Kurwa co to? Przestraszyłem się, wziąłem zydel i zajrzałem, a tam krwista dziczyzna, same dobre rzeczy… wychodząc wpadłem na Słowakiewicza, spojrzał na mnie tak jakoś dziko, a w ręku trzymał obrzyna. Chwilę milczeliśmy, po czym podniosłem mu na wysokość twarzy flaszkę, wtedy się uśmiechnął i zaprosił z powrotem do chałupy. On z kolei był w bandzie „ognia” na Podhalu, nie chciałbyś wiedzieć co oni tam robili, a do broni ciągoty miał do końca życia. Nie wyrzekł się huku wystrzałów mimo, że też siedział ze dwadzieścia lat, a na początku to miał „czapę” tylko amnestia go objęła. W 60 i 70 latach obrzyna miał tutaj co drugi, Jurek wyorał kiedyś na strubowiskach cały arsenał w skrzyniach po UPA, zakopali banderowscy, bo tam była szkoła podoficerska w czasie okupacji. Obdzielił tym bogactwem wszystkich we wsi, kto chciał. Nawet jeden szwabski CKM był, ale z takim czymś nieporęcznie polować.

- No chyba, że na mamuta - Siwy zarechotał z tego skojarzenia - ciekawe rzeczy pamiętasz, ale muszę już kręcić z powrotem.

Wstałem a Siwy na koniec zapytał:

- Masz może na jakieś piwo?

Pogrzebałem w kieszeni i wręczyłem mu dwa złote mówiąc:

- Za tyle historii skromna zapłata, ale wpadnę jeszcze za kilka dni to siądziemy przy czołgu i chętnie jeszcze posłucham.

Ruszyłem w stronę Cisnej i pomyślałem sobie, że jedynej rzeczy jaką zazdroszczę baligrodzianom to te trzydzieści ton stali, fajnie tak mieć sobie w gminie czołg, może podsunę naszym radnym pomysł, widziałem na Allegro do sprzedania pod Warszawą. Też byśmy mogli mieć czołga.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R