Ten świat na pewno zabije mnie swym pięknem


W Bieszczadach widać już jesień, tak zwyczajnie po dwudziestym sierpnia zsunął się z góry Jasło na ciśniańską dolinę porywisty wiatr, potarmosił i poszargał liście wierzb i brzóz. Szarpały się w jego oddechu na swych witkach jakby chciały uwolnić się od swego drzewa mieniąc się i lśniąc w promieniach słońca swym woskowym blaskiem, drgały tak jak moja dusza jakby nie wiedziały czy jeszcze zostać czy już odejść. Podróżuję z Cisnej na północ mijam wioski, miasteczka i nie mogę nadziwić się wszechogarniającemu pięknu. Późno-letnie kwiaty przed domostwami jaśnieją bogatymi barwami nasyconymi i dojrzałymi, za metalową bramą jednego z domów spostrzegam człowieka stojącego w niemej pozie, jest niedziela i widać, że wrócił z kościoła, a teraz tkwi bezradnie pośród tego morza piękna i zastanawia się po co Bóg stworzył ten dzień, w którym on się znalazł i my wszyscy, a ja już wiem, że tan świat na pewno zabije mnie swym pięknem. Zatrzymuję się na czerwonym świetle obok mnie jakiś człowiek wypełnia swą wielką posturą duży samochód, patrzę przez chwilę na niego i myślę sobie: boże, ludzie nie mieszczą się już w swoim bogactwie. Cały świat wokół wypełnia piękno i ono też już nie mieści się w jego ramach, dlatego już to wiem, że ten świat na pewno zabije mnie swym pięknem. Na myśl przychodzi mi Chodorowski Adam, który leży w szpitalu z obustronnym zapaleniem płuc, smutno mi coraz bardziej mi smutno, mimo że im głębiej zanurzam się w dzisiejszy dzień to staje się on jeszcze piękniejszy. Żółkną już liście na lipach z przerażeniem zauważam, że ścieli się już listowie u stóp drzew, wiozę obok siebie tę swoją depresję jakbym podróżował z nią w najlepszej komitywie, jak byśmy się bardzo kochali i ona mówi do mnie łagodnym głosem:

- Nie łudź się ten świat na pewno zabije cię swym pięknem...

 

Powrót

                                                                                                                                                  R