Zawsze było


Dwa słowa występujące w opozycji znaczeniowej i pozornie kłócące się, ale jakże często używane przez kruche istoty by scementować wiotką ułudę istnienia. Przystanąłem na mostku łączącym brzegi potoku Habkowieckiego, uczyniłem to w drugiej dekadzie lipca w czasie bujności łąk i sytości kolorów. W górę od przeprawy zawsze była mała głębinka – już jej nie ma, ktoś wrzucił na jej miejsce wielki głaz, który zmienił strugę wody i osiadł tam żwir, w dole pod mostkiem zawsze było bystrze, w którym wycierały się pstrągi – już go nie ma, nurt przegrodziła złamana wierzba i od jej umęczonego ciała wyrosły nowe pędy pogrążając to miejsce w mroku. Nad brzegiem potoku stróżował potężny jesion – zawsze tam był, czuwał nad wodnym zegarem odmierzając przepływ czasu jest tam jeszcze, ale martwy. Jego konary obłamują się z roku na rok i tragicznie zwieszają się ku ziemi. Tkwię na tym mostku i zastanawiam się ze smutkiem czy zawsze tak będzie. Tak, zawsze trzeba się pożegnać z tym co jest. Tak, zawsze trzeba oddać to co masz.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R