Błękit nieba tłem do śmiertelnej kompozycji istnienia ludzkiego

 

 

Mietek siedzi na ziemi oparty o drewniane schody Witka, obok butelka wina i pusta szklanka z napisem „Leżajsk”. Zmierzam do pracy, nade mną i nad Mietkiem czerwcowy błękit nieba rozpostarty. Zatrzymuję się i podziwiam piękną kompozycję najebanego o świcie Mietka z tym nieskończonym tłem nieprzemijającego błękitu, który pochłonął już miliony takich jak my. Zabandażowany łeb Mietka burzy mi trochę te artystyczne doznania, zasłaniam dłonią biel opatrunku, by zobaczyć jak by było bez. Mietek patrzy na mnie tymi wielkimi przerażonymi oczami, w których czai się to pytanie:

-Co robisz?

-Buduję kompozycję. – odpowiadam.

-Jaką? – dziwi się obiekt mojej artystycznej układanki.

-Zatytułowałem ją „Błękit nieba tłem do śmiertelnej kompozycji istnienia ludzkiego”. – chwalę się Mietkowi wirtuozerią swych skojarzeń. Na ten mój barokowy popis Mietek odpowiada treściwie:

-Spierdalaj.

A nad nami wciąż zawieszony, niewzruszony błękit nieba lustrem naszych poczynań wyblakły odrobinę. Mietek nadal oparty o schody Witka, a ja dalej zmierzam do pracy, mimo pozornego ruchu to jest nadal i tylko jeden kadr z naszej śmiertelnej kompozycji..

 

Powrót

                                                                                                                                                  R