Portret córki na twarzy matki

 

 

 

Zosia opuściła nas w kwiecie swego żywota, a ja nadal pamiętam ją z dziecinnych zabaw na ciśniańskich podwórkach, kiedy wszyscy byliśmy szczęśliwi. Nikt z nas nie wiedział wtedy, co to mrok depresji, wszyscy wierzyliśmy w słońce, nikt z nas nie wierzył w istnienie śmierci. Każde z nas - dzieci miało jednego wspólnego boga – życie. Mijając w szary dzień lutego matkę Zosi widzę na jej twarzy piętno tego przerażającego bólu utraty dziecka. Jej umęczona twarz jest bardziej szara od tego dnia, jej rozpacz jest jak ta głębia tych szarych chmur, w których utonął Łopiennik.

-Dzień dobry – mówię, przechodząc obok niej.

-Dzień dobry – odpowiada drżącym głosem.

W całej jej postaci widać to biedne, wewnętrzne rozedrganie, czuć tą dozgonną żałobę po utracie Zosi. Biedny i wstrząsający jest ten portret córki wymalowany na wieczność na twarzy matki.

 

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R