Rapera porażka sylwestrowa

Niebo gwiazdami ociekające, ziemia skuta mrozem, bezśnieżny grudzień pełza cieniami suchych badyli w nagim świetle pełni księżyca. Janek Raper zwinięty w kłębek śni swoje winne sny na podeście pawulonu Ryśka Poety i nikt nie wie czy sny te dwunastozgłoskowcem, czy rymem częstochowskim się układają. Minus dwadzieścia stopni zimnego Celsjusza opatula Rapera lodową pokrywą. To druga taka noc, trzeciej Raper nie przetrzyma. Litościwe słońce około godziny ósmej rozmraża Jaśka, ale nie całego – odmrożone palce rąk i stóp straszą czernią jak zmrożone ziemniaki. Opieka społeczna interweniuje, a policja siłą upycha człowieka śniegu do radiowozu, a ten wykrzykuje rozpaczliwie:

-Spierdalajcie, to teraz, kiedy turyści zjeżdżają na sylwestra wy mnie wywozicie? To ja w tym czasie mam największe utargi! - i zapiera się odmrożonymi kikutami o blachy pojazdu, a pan policjant motywuje go po ojcowsku białą lagą – oto Rapera porażka Sylwestrowa, upadek marketingu, nieobecność na ciśniańskim placu żebraczym kosztować będzie go ładnych parę stówek. Generał Mróz wykończył bez litości Napoleona, Adolfa i Jaśka Rapera.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R