Święty Bieszczadnik od Menela

 

Leżałem pijany w krzakach na obrzeżu wsi. W nocy chłód mnie nieznośny obudził kuksańcem i z niedowierzaniem oczom moim objawiła się grupa mężów i niewiast jakowych stojących w kolejce do gościa z siwą brodą, który zakładał im na głowy takie jakby hełmy świecące. Rozchyliłem szerzej łopiany, w których spoczywałem i podsłuchałem nawet wypowiadane kwestie. Stary z siwą brodą ponaglał:

-Szybciej, nie pierdolić się, następny!

I nakładał im te świecące kondomy na głowy. W kolejce rozpoznałem kilku łajdaków zza góry i kilka grzesznic z okolic. Jedna nawet się tłumaczyła:

-Ale jam niegodna, bo srom mam gościnny.

-Nic to, świętość wszystko zatuszuje. – przemówił starzec.

Przyjrzałem się wnikliwiej tym świecącym czepkom i oświeciło mnie, że to są nimby aureole – oznaka świętości. Wpadłem na szatański pomysł, ustawiłem się w kolejce z czysto pragmatycznej potrzeby, do domu miałem pod górkę przez krzaki, to potrzebowałem latarki. Trochę się speszyłem przed tym starcem, ale nawet na mnie nie spojrzał. Założył mi to świecidło na głowę i syknął:

-Przechodzić, następny.

Zadowolony ruszyłem w górę w stronę domu, świeciłem sobie tym nimbem lepiej niż latarką. W domu białogłowa wściekle na mnie wyskoczyła, ale przerwałem jej tymi oto słowy:

-Szacunku proszę więcej! Świętym bieszczadzkim zostałem. – i palcem wskazałem na głowę..

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R