Liczba pojedyncza śmierci, liczba pojedyncza życia

 

Ta stara chata jeszcze nie umarła, nie umarła tylko dlatego, że żył w niej ten Stary Pies, ale ktokolwiek spojrzał na te łuszczące się mury i lasujące się dachówki wiedział, że nic nie powstrzyma jej śmierci. Na cienkiej przędzy pajęczej przy życiu trzymał stare domostwo Stary Pies z siwym pyskiem i zapadniętymi w czaszce oczami. Pilnował wejścia do umierającego domu leżąc na wypadłych z framugi, częściowo zbutwiałych, drewnianych drzwiach. Obok tej chaty stadnina koni – opiekunowie przeprowadzali zadbane zwierzęta na padoki. Przed oczyma Starego Psa maszerowały w każdy dzień dziesiątki koni wypieszczonych, wyczesanych, z lśniącymi smarowanymi olejem kopytami. Konie te pławiły się wprost w nadmiarze opieki. Stary Pies leżał na tych starych drzwiach i patrzył na te procesje nadmiaru wszystkiego, ale nie zazdrościł nikomu niczego. Był szczęśliwy, bo pilnował swojego starego umierającego domu. Jeszcze nie tak dawno pilnował swojego starego gospodarza, ale on odszedł, odszedł z domu, ale nie z serca psa, bo z serca psa nic nigdy nie odchodzi dopóty dopóki ono bije. Pewnego dnia zwróciła uwagę na tego psa jedna z opiekunek koni. Chciała ofiarować mu nową miłość, ale Pies nie chciał niczego nowego, bo to stare w nim nigdy nie umarło, Pies nie chciał drugiego życia, bo to pierwsze jeszcze w nim nie ostygło. Może ten Pies miał defekt, że nie wiedział, co to liczba mnoga, że wszystko występowało dla niego w liczbie pojedynczej – istnienie miało formę liczby pojedynczej życia i liczby pojedynczej śmierci. Pies nie przyjął tego daru młodej opiekunki koni, bo on miał swój jeden dom, swojego jednego umarłego ludzkiego opiekuna, który odszedł z domu, ale mieszkał nadal w psim sercu.

Na ziemię opadły wszystkie żołędzie z dostojnych dębów, wszystkie strąki nasion akacji i wszystkie skrzydlate nasiona jaworów.

Pies umarł szczęśliwy. W swoim domu i ze swoim gospodarzem w swym sercu. Temu psu nie brakowało niczego, bo ten pies wybrał sobie ten dom, tego gospodarza i tą śmierć. Pracownicy gminy wynieśli go na tych starych drzwiach, a przechodzący opiekunowie z końmi musieli na chwilę się zatrzymać ze swymi zadbanymi wierzchowcami, by zrobic przejście dla tej jednej śmierci starego psa.

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R