Pieskie życie

 

 

     W przypadku Janka Brody to nie Bóg chciał żeby on dalej żył, o tym żeby nadal istniał na świecie Janek Broda zadecydował pies sąsiada. Janek Broda wracał do swej chałupy dociążony dwoma pełnymi półlitrówkami czystej wódki i sześcioma butelkami klarownego piwa. Wracał z dwudniowej libacji z kolegami. Kiedy dotarł przed swoją chałupę pozostało mu się jedynie wspiąć na pięć betonowych schodów. Na trzecim coś poszło nie tak i spierdolił się z tym całym swoim towarem w dół. Czaszka chrupła, jak orzech, a uszami poszła szkarłatna krew. Janek Broda zastygł zdawało się już na wieki.

Było późno, wiocha ułożyła się już do snu, a pies sąsiada, jak nigdy nie ujadał o tej porze, tak tym razem darł ryj i drapał w drzwi chcąc wyjść. Sąsiad Janka Brody niechętnie opuścił łoże i otworzył drzwi. Pies pognał w mrok i zaczął ujadać przy jakimś leżącym obiekcie. Tym obiektem był Janek Broda, który powoli dogorywał. Dzięki interwencji psa sąsiad wezwał karetkę i życie Janka poszło dalej. Po rekonwalescencji wyznał kolegom pomiędzy flaszkami:

-I widzicie, to nie Bóg chciał żebym nadal żył, a ten pies sąsiada tak sobie życzył...

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R