Po co ludzie żyją

 

Koniec kwietnia olśniewa przestrzeń powszechnym kwitnieniem – tarniny jaśnieją czystością swej wszechpotężnej wiary w wiosenne istnienie, czereśnie ośnieżyły stoki gór, opuszczony sad na Zawoju darzy kwieciem, tęskniąc za swym gospodarzem. Mniszki jarzą się słonecznym blaskiem, a ja kręcę rowerowym młynkiem buddyjskim, podziwiając to szaleństwo barw: soczystą zieleń młodych liści, czarny lot kruka, trwożliwe dźwięki z lasu, kojące szemranie rzeki Wetlinki. W takich modlitewnych chwilach przychodzą mi do głowy ważkie pytania, dzisiaj wświdrowało mi się w głowę takie coś: dlaczego ludzie żyją?

Żyją, bo tak chciał przypadek.

Żyją, bo tak chciał los.

Żyją, bo bardzo chcą żyć.

Żyją, bo muszą żyć.

Żyją, bo tak wypada.

Żyją, bo inni też żyją.

Po krótkotrwałej dywagacji ze sobą porzucam tą całą treść filozoficzną moich dociekań i kwituję: przecież to jasne, ludzie żyją po to, by jeździć na rowerze i podziwiać wiosenne Bieszczady.

 

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R