Wędkarz istnienia i wieża bez wiary

 

Bóg przychylnie przydzielił co niektórym obywatelom ziemi oprócz istnienia świadomość. Dużo z nas jej się wyrzeka, bo ważniejsze są pustaki, cement i wapno na budowę, albo ilość zleceń pozyskana od klientów, albo ilość czegoś tam, byle więcej tej ilości. Ja też podlegam temu prawu – chwilę przebija mi się świadomość, jak skrawek słońca, zza szarych chmur żeglujących nad Łopiennikiem i wówczas cement i pustaki, i inne rzeczy odpuszczają mnie i są nieważne, i nic nieznaczące, bo waga świadomości przerasta je po tysiąckroć. Lubię ten stan obecności we własnej duszy i sumieniu, czuję się wówczas spełnionym wędkarzem istnienia. Na parapecie sklepu Rożka zaprząta moją świadomość drzemiący czarny kot. Na górze Horb znicz pełgający światłem cudownej duszy Szarego Psa Brega. Zaprzątają mnie wówczas też wewnętrzne doznania: wątpliwości, analizy, oczekiwania, ale nie jest z tym łatwo, łatwiej jest myśleć zadaniowo – pustaki, cement, wapno, kielnia w dłoń i wieża pnie się do góry, wieża bez świadomości i sumienia, wieża bez wiary, wieża, którą wystarczy dotknąć małym palcem zwątpienia, a runie, jak słomka wbita w piasek.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R