Wizyta kapłana

 

 

    Mimo, że pierwszy dzień w psychiatryku śmigał mi łagodnie, wieczorem zmroziło mnie odrobinę. Wszedł kapłan w pełnym oporządzeniu i z jakimś garnczkiem liturgicznym w dłoniach. Pomyślałem-kurwa, chyba ta moja euforia jest wytworem gasnącego umysłu zwanego syndromem umierającej rozbłyskiem świecy i ten pan przyszedł z ostatnim namaszczeniem i drogowskazem do nieba, a ja w ciemnej dupie, ani testamentu nie spisałem, ani wzorów nekrologów nie ściągnąłem z Internetu. Dzięki Bogu kapłan chciał sobie tylko pogadać, ofiarował mi miniaturową ewangelię według św. Marka. W sumie luzak, pogadaliśmy o filozofii, o obywatelu Jezusie o komiksach. No i gra, droga do zbawienia rozpoczęta, pierwszy krok zrobiłem.
Idę do Ciebie Panie.

 

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R