Przestrzec przed sobą - uczciwa rzecz

 

W relacjach międzyludzkich pierwszą rzeczą, którą powinno się wykonać jest prezentacja-przestroga: uważaj, bo jestem taki to, a taki, bądź uważaj, bo jestem taka, a taka. Zaoszczędziłoby to wielu detektywistycznych dociekań, wielu terapeutów mogłoby sobie pojechać nad ciepłe morze, a nie wysłuchiwać tych żenujących historii/histerii o nieradzeniu sobie z sobą i nawzajem też. Mam tutaj na podorędziu dwie historie świetnie obrazujące w praktyce takie uczciwe ostrzeżenie przed sobą, czyt. głęboką autoanalizę.

I.

Jedziemy z Lesiem Goździeckim wyrabiać gałęziówkę do Marka Pasiniewicza, ten na początku naszej roboty robi nam wykład o BHP w lesie często powtarzając, że trzeba bardzo uważać, bo na każdym kroku czyha dramat. Skończyliśmy robotę, a wiele się nie narobiliśmy, bo Lesio rzucił mi w głowę metrówką, dzięki bogu się uchyliłem, ale może niepotrzebnie, bo szczapa trafiła w piłę motorową rozłupując kabłąk, to i chuj – chcąc nie chcąc wzięliśmy sobie wolne. Dzień jesienny bezchmurny sprzyjał relaksowi. Położyliśmy się przy pięknym buku na dywanie z jego szeleszczących opadłych liści i utonęliśmy w błogim śnie, z którego wyrwał nas po godzinie jęk silnika markowego ZIŁa. Wdrapaliśmy się za kabinę, a szofera ogarnęło jakieś cudowne szaleństwo i dawaj w pizdę i po gazie! Trzymaliśmy się kurczowo stalowych kątowników, a błoto jebało na nas spod kół aż miło. Obijaliśmy się z Lesiem głowami i z przerażeniem patrzyliśmy w kręcące się pod nami wały. Lesio o mało się tam nie wjebał. Po kwadransie Marek zakończył rajd parkując przed leśniczówką. Z ulgą zeskoczyliśmy z paki cali w błocie, siniakach, ale żywi. Marek z uśmiechem na ustach powtórzył:

-Praca w lesie jest bardzo niebezpieczna, trzeba ciągle uważać.

I tak dotarło do nas, że na tym krótkim szkoleniu z BHP Marek nie przestrzegał nas przed lasem, a przed sobą – uczciwie z jego strony.

II.

Rysiek saper zawsze powtarzał przy wódce:

-Chłopaki, nigdy nie bierzcie się za hitlerowski złom, bo te skurwysyny ciągle coś poprawiały, modyfikowały, ulepszały i nie raz w jednym pocisku potrafili teutońskie chuje wjebać dwa zapalniki, albo jakiegoś innego suprajza i jeb! I po wszystkim.

Po pewnym czasie Ryśka rozjebał szwabski pocisk, bo się wziął za niego i też zatrybiliśmy wtedy, że Rysiek nie przestrzegał nas przed hitlerowskim złomem, a uczciwie – przed sobą.

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R